Według marszałka, badania wykluczają jakiekolwiek nieprawidłowości. "Te wszystkie informacje o nieprawidłowym leczeniu nie potwierdziły się. Natomiast nie da się ukryć, że w tym okresie nadszarpnięto dobre imię tego szpitala. Na niepotrzebny stres wystawiono też wielu pacjentów" - podkreślił.
Według niego, u badanej grupy pacjentów poziom np. kadmu, glinu czy ołowiu we krwi jest poniżej dopuszczalnej normy lub w granicach normy, a substancje stosowne przy tworzeniu płynu dializacyjnego spełniają wszystkie normy.
"Żaden chory nie był narażony na utratę zdrowia i życia, co potwierdzają badania komisji lekarskiej i badania laboratoryjne" - powiedział też dyrektor szpitala Józef Tazbir. W ostatnich trzech latach przeprowadzono w łódzkim szpitalu ponad 34 tysiące dializ u około 500 pacjentów.
Zdaniem Tazbira, medialny rozgłos sprawił, że szpital stracił w ciągu jednego dnia dobre imię, na które pracował latami. "Straty moralne, jakie szpital poniósł oraz niepokój, jaki wywołano u chorych, długo będą nie do odrobienia" - powiedział.
Ponieważ wciąż prowadzone jest postępowanie przeciwko ordynatorowi, jest on zawieszony w obowiązkach i przebywa na bezpłatnym urlopie. "Jeżeli ordynator naruszył prawo w innych dziedzinach, wyjaśni to policja i prokuratura" - zaznaczył Tazbir. Zapowiedział, że jeżeli zarzuty się nie potwierdzą, to lekarz wróci do pracy w szpitalu.
W sierpniu policja zatrzymała Janusza F., ordynatora oddziału dializ szpitala, któremu zarzucono narażenie pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo uszczerbku na zdrowiu. Według policji, mężczyzna miał ułatwiać swojej znajomej Marii T. wygrywanie przetargów na dostarczanie środków do produkcji płynu do dializ. Para miała współpracować ze sobą od 1998 roku.
Zdaniem policji, kobieta kupowała środki czwartej klasy czystości, które następnie były przepakowywane i sprzedawane jako środki medyczne pierwszej klasy służące do produkcji płynu podawanego pacjentom. Obecnie policja przyznaje, że informacje o klasie czystości środków chemicznych były nieprawdziwe.
Jak poinformował rzecznik łódzkiej policji nadkom. Mirosław Micor, komendant miejski Policji polecił przeprowadzić postępowanie, które ma wyjaśnić, czy w trakcie śledztwa popełniono błędy. "Postępowanie ma też na celu ustalenie osoby odpowiedzialnej za podanie nieprawdziwej informacji dotyczącej klasy środków chemicznych, która wynikała ze złej interpretacji przepisów" - dodał Micor.
Już w połowie sierpnia, kilka dni po ujawnieniu sprawy, dyrektor szpitala Józef Tazbir zapewniał, że nie ma i nie było żadnego zagrożenia zdrowia i życia pacjentów dializowanych w tym szpitalu. Potwierdziły to badania przeprowadzone na zlecenie Urzędu Marszałkowskiego i szpitala. Instytut Medycyny Pracy w Łodzi przeprowadził badania grupy dializowanych pacjentów, natomiast badania próbek odczynników, z których przygotowywano płyn do dializ, przeprowadził Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego w Warszawie.
Afera dializowa w największym łódzkim szpitalu, o której huczała w sierpniu cała Polska, została wymyślona przez policję - napisała "Gazeta Wyborcza". Jak mogło dojść do takiej kompromitacji? - zastanawiają się autorzy artykułu. Okazało się, że zarzuty postawiła policja bez udziału prokuratury. Na jakiej podstawie - nie wiadomo.
Śledztwo policji w tej sprawie nadzoruje prokuratura rejonowa Łódź-Górna, która mimo wyników badań twierdzi, że były podstawy do przedstawienia podejrzanym zarzutów. "Śledztwo prowadzone jest w sprawie narażenia zdrowia i życia pacjentów i nieprawidłowości przy przetargach. Przesłuchujemy kolejnych świadków". Z dotychczasowych ustaleń śledztwa wynika, że substancja chemiczna służąca do przygotowywania płynu do dializ była przygotowywana w warunkach niespełniających reżimu sanitarnego. Prokuratura otrzymała wyniki badań przeprowadzonych na zlecenie samorządu i szpitala, ale zamierza również sama zlecić przeprowadzenie badań - powiedziała zastępca prokuratora rejonowego Małgorzata Al-kadi.
em, pap