Adwokat jednak nie pozwolił zbadać sobie krwi. Nie jestem pijany. Wypiłem rano tylko lampkę koniaku, a potem popijałem syrop na alkoholu - twierdził. Tłumaczył, że część lekarstwa musiała trafić w zagłębienie w gardle, które pozostało mu po przebytej operacji i stąd takie wskazanie alkomatu.
Prokuratura Okręgowa w Słupsku jednak nie wyklucza postawienia w stan oskarżenia Włodzimierza W. Opinia biegłych przeczy bowiem jego wyjaśnieniom. "Usunięcie kości gnykowej nie ma wpływu na fizjologię połykania. Oznacza to, że prawdopodobnie syrop ten nie mógł, jak twierdzi adwokat, zalegać w jego gardle" - powiedział kierownik działu śledczego Prokuratury Okręgowej w Słupsku, Stanisław Szlachetka.
Włodzimierz W. był obrońcą syna Lecha Wałęsy Przemysława, który w 1993 r. po pijanemu spowodował wypadek samochodowy. Jako okoliczność łagodzącą wskazywał wówczas tzw. "pomroczność jasną", na którą miał cierpieć syn prezydenta.
Adwokat przez sześć lat, do jesieni 2001 r., pełnił funkcję dziekana Okręgowej Rady Adwokackiej w Gdańsku.
em, pap