Jak donosi portal polska-zbrojna.pl. trzy wojskowe śmigłowce Mi-14 oraz cztery PZL W-3 Sokół zostały zmuszone do lądowania na polu nieopodal miejscowości Wyrzysk w Wielkopolsce z powodu złej pogody oraz mgły.
Mi-17 z 33. Bazy Lotnictwa Transportowego w Powidzu oraz Sokoły z 25. Brygady Kawalerii Powietrznej z Tomaszowa Mazowieckiego leciały do bazy wojskowej w Mirosławcu, skąd miały wyruszyć na ćwiczenia na poligonie w Nadarzycach.
– Do celu mieliśmy około 80 kilometrów, kiedy gwałtownie załamała się pogoda. Wystąpiły mgły, a widoczność stała się mocno ograniczona – powiedział mjr pil. Piotr Ciechan, dowódca komponentu lotniczego z 33 Bazy. Wyjaśnił, że dowódcy grupy początkowo zdecydowali się odesłać maszyny do Bydgoszczy, po czym nakazali posadzić maszyny na polu w oparciu o wyznaczone minima niezbędne do wykonywania zadań.
Procedury związane z tego typu manewrem stanowią standardowy element szkolenia każdego pilota śmigłowcowego. Nie jest to jednak proste. – Choć śmigłowiec ma znacznie więcej możliwości niż samolot, nie można go posadzić byle gdzie. Teren musi być odpowiednio duży, płaski, pozbawiony przeszkód – dodaje mjr pil. Ciechan.
Podpułkownik Artur Goławski z Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych pozytywnie ocenił decyzję lotników. – Dowódcy obu grup zadziałali profesjonalnie, zgodnie z procedurami bezpieczeństwa lotów – podkreślił.
Lądowania wojskowych helikopterów poza wojskowymi bazami i poligonami zdarzały się już w przeszłości. Tylko w ubiegłym roku na taki manewr, i to aż trzykrotnie, musieli się zdecydować szkolący się w Polsce Amerykanie. We wrześniu pięć śmigłowców wielozadaniowych Black Hawk oraz transportowy Chinook usiadło w pobliżu wsi Gruta w województwie kujawsko-pomorskim. W tym samym czasie amerykańskie maszyny lądowały też nieopodal Rybna, a potem jeszcze w okolicach Sztumu. Z kolei w listopadzie cztery szturmowe Apache oraz Black Hawk ze 122 Brygady Bojowej wylądowały pod Choszcznem w Zachodniopomorskiem. Śmigłowce leciały z Mirosławca do Lipska. Za każdym razem powodem posadzenia maszyn było załamanie pogody i związane z tym mgły.
Polska-zbrojna.pl
– Do celu mieliśmy około 80 kilometrów, kiedy gwałtownie załamała się pogoda. Wystąpiły mgły, a widoczność stała się mocno ograniczona – powiedział mjr pil. Piotr Ciechan, dowódca komponentu lotniczego z 33 Bazy. Wyjaśnił, że dowódcy grupy początkowo zdecydowali się odesłać maszyny do Bydgoszczy, po czym nakazali posadzić maszyny na polu w oparciu o wyznaczone minima niezbędne do wykonywania zadań.
Procedury związane z tego typu manewrem stanowią standardowy element szkolenia każdego pilota śmigłowcowego. Nie jest to jednak proste. – Choć śmigłowiec ma znacznie więcej możliwości niż samolot, nie można go posadzić byle gdzie. Teren musi być odpowiednio duży, płaski, pozbawiony przeszkód – dodaje mjr pil. Ciechan.
Podpułkownik Artur Goławski z Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych pozytywnie ocenił decyzję lotników. – Dowódcy obu grup zadziałali profesjonalnie, zgodnie z procedurami bezpieczeństwa lotów – podkreślił.
Lądowania wojskowych helikopterów poza wojskowymi bazami i poligonami zdarzały się już w przeszłości. Tylko w ubiegłym roku na taki manewr, i to aż trzykrotnie, musieli się zdecydować szkolący się w Polsce Amerykanie. We wrześniu pięć śmigłowców wielozadaniowych Black Hawk oraz transportowy Chinook usiadło w pobliżu wsi Gruta w województwie kujawsko-pomorskim. W tym samym czasie amerykańskie maszyny lądowały też nieopodal Rybna, a potem jeszcze w okolicach Sztumu. Z kolei w listopadzie cztery szturmowe Apache oraz Black Hawk ze 122 Brygady Bojowej wylądowały pod Choszcznem w Zachodniopomorskiem. Śmigłowce leciały z Mirosławca do Lipska. Za każdym razem powodem posadzenia maszyn było załamanie pogody i związane z tym mgły.
Polska-zbrojna.pl