"Za uchyleniem aresztu 44-letniemu Markowi i 43-letniej Małgorzacie M. przemawiało to, że zebrany został już praktycznie cały materiał dowodowy, nie było więc obawy mataczenia" - powiedział Kujawski. Prokuratura wzięła też pod uwagę dobro pozostałych dzieci: trzech synów pozostających pod opieką dziadków. Jak wyjaśnił, ewentualna zmiana zarzutu na łagodniejszy miałaby wpływ na karę, jaką zagrożeni są rodzice dziewczynki. Byłoby to do 5 lat pozbawienia wolności, a nie, jak przy obecnym zarzucie - do 10 lat więzienia.
Decyzje w tej sprawie zapadną za około miesiąc. Prokuraturze brakuje bowiem jeszcze m.in. opinii biegłego dotyczącej zdrowia psychicznego ojca Marty.
24 września policjanci wraz z kuratorem odnaleźli w przybudówce jednego z domów w Starych Babicach małą dziewczynkę, trzymaną w czymś, co na pierwszy rzut oka przypominało drewnianą klatkę. Dziecko był brudne i zaniedbane. Lekarze stwierdzili także, że Marta jest chora i ma nieleczoną skazę białkową. Na wniosek prokuratury rodzice trafili do aresztu.
Gdy sprawa stała się głośna, sąsiedzi rodziny M., nie mogli uwierzyć, że rodzice znęcali się nad dzieckiem. Wiele osób próbowało się wstawiać za nimi, tłumacząc, że także dziewczynka była bardzo kochana, ale rodzice są biedni i być może nie stać ich było na jej leczenie, a "klatka" była rodzajem kojca.
Pozostałe dzieci były przez rodziców dobrze traktowane, choć w trakcie przesłuchania 17-letni brat Marty powiedział, że w domu dochodziło często do kłótni, a nawet do bicia jego rodzeństwa.
Rodzice Marty od początku nie przyznawali się do zarzucanych im czynów. Wyjaśniali, że nie leczyli dziewczynki, bo nie wiedzieli, do kogo mają się zgłosić.
em, pap