– IPN jest tworem układu postkomunistycznego, o którym mówiłem na początku. Jego celem było zakłamanie rzeczywistości. Instytut stoi na straży kłamstwa i ochrony agentury postkomunistycznej. Działanie prezesa, do którego przychodzi Kiszczakowa i mówi, że chce oddać dokumenty, a Kamiński przyjmuje ją dopiero wtedy, gdy ona wymusza na nim spotkanie, jest niedopuszczalne – przekonywał Wyszkowski.
Nic nowego
Jego zdaniem cała sprawa ujawnionych w tym tygodniu akt "Bolka" nie jest wcale żadną sensacją. – W tej kwestii nie ma co dyskutować, bo było wiadomo o tym od dawna. Nawet w normalnym procesie sądowym o zbrodnię zagrożoną najwyższym wymiarem kary nie są potrzebne oryginały dokumentów. Wystarczą zeznania świadków i dowody poszlakowe. Sprawa agenturalności Wałęsy była znana od lat całej elicie politycznej – oświadczył.
Wyszkowski podkreśla, że nie jest zadowolony z obecnych ataków na Wałęsę, chociaż wiele rzeczy w zachowaniu byłego prezydenta mu się nie podobało. – Przecież ja wielokrotnie pomagałem Wałęsie. Zgłosił się do mnie, opiekowałem się nim. Jak przychodziły informacje o tym, że był agentem, to nie akceptowałem tego – powiedział.
Kto jest ofiarą?
– O ofiarach mówimy, kiedy były krzywdzone. Wałęsa został skrzywdzony w sensie metafizycznym albo eschatologicznym. W zwykłym sensie nie jest ofiarą. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia, które udostępnia na swoim blogu. On zarabia grube pieniądze i niszczy swoich przeciwników. O to mam do niego pretensje – przyznał.
– Tu nie chodzi o mnie, ale o Annę Walentynowicz. Ona była spychana w nędzę i nie miała pieniędzy na lekarstwa, a Wałęsa mówił, że nie wolno jej pomóc. SB na podstawie donosów Wałęsy stworzyła wiele spraw, które niszczyły opozycjonistów. To są ofiary Wałęsy. To się za nim ciągnie i na tym swoje złoto wyłudził – dodał.
Super Express