Politycy komentowali sprawę znalezienia w domu gen. Czesława Kiszczaka dokumentów. Michał Boni podkreślił, że tego typu sytuacje nie są proste, a on sam jest uczestnikiem podobnego zdarzenia. Przypomniał, że w 1985 podpisał deklarację współpracy ze służbami PRL, czego żałuje. – Były określone warunki związane z moim życiem osobistym i szantażem. Nie podjąłem żadnej współpracy z SB. Nie wstydzę się tego, że się przyznałem. Traktuję to jako grzech, co zrobiłem – powiedział.
Boni zaznaczył, że w sprawie Wałęsy potrzebna jest "ostrożność" i oddzielenie jego działalności w latach 80., kiedy "wywikłał się i robił dobre rzeczy". Dodał, by nie rozmawiać o hipotezach, póki nie ma dowodów.
– Jeśli było tak, że Lech Wałęsa współpracował z SB i nie chciał się do tej informacji przyznać w 1989 roku, to możemy spekulować czy gdyby to ujawnił, to czy wygrałby wybory prezydenckie – zauważył Adam Bielan. Dodał, że ludzie posiadający dowody, mogli je wykorzystywać, a "prezydentura Lecha Wałęsy była dziwna". – Nie może być tak, że w demokratycznej Polsce politycy mogą być szantażowani – stwierdził Bielan. – Kopie teczek polskich agentów były również w Moskwie i polscy politycy mogli być szantażowani – powtórzył.
Szafa Kiszczaka
Przypomnijmy, 16 lutego do domu wdowy po gen. Czesławie Kiszczaku wkroczył prokurator w towarzystwie pracowników Instytutu Pamięci Narodowej. Zabezpieczono dokumenty dot. tajnego współpracownika Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Bolek”, które to dokumenty Maria Kiszczak chciała sprzedać Instytutowi. Według relacji rzecznik prasowej IPN, wdowa po Czesławie Kiszczaku 16 lutego spotkała się m.in. z prezesem Instytutu i żądała 90 tys. złotych w zamian za przyniesione akta. Jako dowód na wagę posiadanych dokumentów przedstawiła "odręcznie kartkę papieru zatytułowaną „Informacja opracowania ze słów T.W. »Bolek« z odbytego spotkania w dniu 16.XI.1974 roku”.
TVN24, Wprost.pl