"W świetle zgromadzonego materiału dowodowego nie budzi wątpliwości, że oskarżona Barbara W. przekroczyła przysługujące jej, jako funkcjonariuszowi publicznemu, uprawnienia w trakcie wykonywania przez nią czynności" - powiedziała w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Iwona Kowalczyk.
Zdaniem sądu, Barbara W. działała na szkodę interesu prywatnego zatrzymywanych kobiet w kilku przypadkach. Szczególnie rażąco - uznał sąd - Barbara W. przekroczyła uprawnienia wobec dwóch kobiet zatrzymanych w związku z ich "działalnością antypaństwową". Jako podejrzane miały one prawo do odmowy wyjaśnień. Tymczasem Barbara W. zmuszała je do ich złożenia.
Jedną z podejrzanych okłamała, że jej matka jest ciężko chora, obiecała spotkanie z nią, jeżeli przyzna się do winy. Drugiej pokrzywdzonej oskarżona przekazała nieprawdziwą informację, że jej matka umarła. Obiecała kobiecie, że zostanie zwolniona na jej pogrzeb, jeżeli złoży wyjaśnienia.
"Takiego postępowania nie da się uzasadnić, ani też usprawiedliwić argumentami, że było to dla dobra sprawy, dla dobra śledztwa" - powiedziała sędzia Kowalczyk. Dodała, że zeznania pokrzywdzonych są konkretne, spójne i potwierdzone tym, co przed sądem powiedzieli świadkowie.
Według sądu, Barbara W. przekroczyła też uprawnienia podczas przeszukania mieszkania jednej z kobiet, a w innym przypadku, kiedy zaproponowała osadzonej w więzieniu współpracę z SB, w zamian za co kobieta miała zostać zwolniona. Kiedy odmówiła, Barbara W. zaszantażowała ją, że jej dzieci zostaną umieszczone w domu dziecka. Inna internowana kobieta była nakłaniana do wyjazdu za granicę. Miała za to uzyskać możliwość spotkania z dziećmi.
Sąd oczyścił oskarżoną z zarzutów dotyczących dokonywania rewizji, podczas których kobiety były zmuszane do obnażania się. Jak powiedziała sędzia, czynności te były zgodne z przepisami i wiązały się z faktem umieszczania w areszcie Komendy Wojewódzkiej MO w Częstochowie. Chodziło o to, aby sprawdzić, czy aresztowane nie mają przy sobie niebezpiecznych narzędzi, dzięki którym mogłyby wyrządzić krzywdę sobie albo strażnikom lub próbować uciec. "Taka była i nadal jest praktyka w związku z osadzaniem w areszcie" - powiedziała sędzia, zaznaczając zarazem, że kobiety miały prawo czuć się w takich sytuacjach upokorzone i jak same mówiły "odarte z godności".
"Dla mnie największą satysfakcją byłoby gdyby ta pani powiedziała nam +przepraszam+, nic więcej. Cieszę się z tego wyroku, bo usłyszałam słowo +winna+, bo ta pani jest winna" - powiedziała po ogłoszeniu wyroku jedna z pokrzywdzonych, Anna Rakocz.
"Wprawdzie 20 lat za późno, ale wyrok jest dobry" - ocenił pełnomocnik oskarżycielek posiłkowych adwokat Tomasz Krzemiński.
Wyrok nie jest prawomocny. Na jego ogłoszenie nie stawiła się oskarżona ani jej obrońca. Nie wiadomo też, czy oskarżenie będzie składało apelację.
sg, pap