Można powiedzieć, że osoby podróżujące śmigłowcem Mi-8 miały dużo szczęścia - powiedzieli.
Śmigłowiec wykonywał lot na trasie Wrocław - Warszawa na wysokości ok. 2000 metrów, wystartował około godz. 17.
Ok. godz. 18.30 podczas podchodzenia do lądowania, na wysokości ok. 600 metrów załoga usłyszała huk, następnie jeden z dwóch silników się wyłączył. Aby móc awaryjnie lądować pilot przeszedł na wznoszenie na jednym pracującym silniku, ponownie usłyszano huk i wyłączył się drugi silnik.
Śmigłowiec znajdował się nad zabudowaniami, pilot ominął je i używając autorotacji - przejścia na odwrotne obroty, które pozwalają na przeprowadzenie w miarę spokojnie awaryjnego lądowania - zaczął awaryjnie lądować. Potem śmigłowiec przewrócił się na prawy bok. Szef ochrony premiera powiadomił dyżurnego Biura Ochrony Rządu o wypadku.
Gnatowski zaprzeczył, jakoby śmigłowiec miał problemy przy starcie, nie zgłaszano też żadnych problemów w czasie lotu. Dodał, że śmigłowiec przechodził remont główny w czerwcu 2002 roku, w 2003 roku poddany został przeglądowi technicznemu, a resurs do używania go jako śmigłowca bezpiecznego miał do 2005 r. (Resurs to parametr określony przez producenta i konstruktorów, wyznaczający, ile lat lub ile godzin ma prawo latać dana maszyna).
Płk Gnatowski przypomniał, że do zbadania przyczyn i okoliczności wypadku szef Sztabu Generalnego powołał specjalną komisję, którą kieruje Inspektor Bezpieczeństwa Lotów płk. Ryszard Michałowski. Dodał, że w jej skład wchodzą także eksperci z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Według Gnatowskiego, ustalanie przyczyn awarii potrwa minimum 2-3 tygodnie.
Wagner powiedział, że osoby, które znajdowały się w śmigłowcu, pamiętają przede wszystkim dwie sytuacje. "Wyjście pilota z kabiny i zapytanie +macie zapięte pasy?+ To wszyscy pamiętają; pamiętają i to, że odczuwali opadanie śmigłowca i widać było drzewa. Nikt nie przypomina sobie wybuchu silnika jednego, potem drugiego. To było niezauważalne w kabinie, w której jest dosyć głośno. Wszystko działo się bardzo szybko" - mówił Wagner.
Kaszuba sprostował podaną przez siebie w czwartek informację, że premier wyszedł ze śmigłowca o własnych siłach "To nie miało miejsca, dzisiaj w rozmowie z premierem dowiedziałem się, że - używam słów, których użył premier - został wywleczony przez oficera BOR-u. Wszyscy bali się przede wszystkim o to, że śmigłowiec się zapali" - powiedział.
Gnatowski poinformował, że na wyposażeniu 36. Pułku Lotnictwa Specjalnego, który dysponuje jednostkami przewożącymi VIP-ów, jest pięć śmigłowców Mi-8, a ich loty zostały wstrzymane do czasu wyjaśnienia okoliczności czwartkowego wypadku.
Powiedział, że w polskiej armii jest wiele takich śmigłowców, a do tej pory nie było podobnych awarii. Wagner dodał, że do tej pory największe zastrzeżenia zgłaszano wobec samolotów JAK-40.
Na pytanie, czy rząd powróci do sprawy zakupu nowych samolotów dla VIP-ów Wagner powiedział: trzeba zweryfikować wszystkie maszyny, jakie są w tej chwili do dyspozycji najważniejszych osób w państwie i mimo koniecznych oszczędności budżetowych trzeba rozważyć decyzję o zakupie.
em, pap