Z opublikowanych fragmentów audytu wynika, że Ministerstwo Obrony za czasów Platformy Obywatelskiej podejmowało szereg trudnych do wytłumaczenia decyzji oraz nie zachowywało profesjonalizmu w licznych sytuacjach. Do dowództwa NATO zgłaszano jednostki bez zdolności bojowej, a także nieprzygotowany sprzęt - przykładowo śmigłowce przeciwpancerne bez pocisków przeciwpancernych. Odmówiono żołnierzom ukraińskim udziału w szkoleniach polskich jednostek, ponieważ mogło to spotkać się z "negatywnym odbiorem przez stronę rosyjską".
Bezbronne wojsko
Audyt przeprowadzony na zlecenie Antoniego Macierewicza okazał się druzgocący dla polskiego wojska. "Siły zbrojne nie były w stanie prowadzić operacji obronnej ani nawet skutecznie przeciwstawić się pojedynczym formom agresywnych działań najbardziej prawdopodobnego przeciwnika w dającej się przewidzieć skali" – czytamy w dokumencie.
"Planowanie rozwoju sił zbrojnych RP, realizowano w oparciu o program byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego, zakładający, że prawdopodobieństwo konfliktu zbrojnego jest i pozostaje bardzo małe w ciągu najbliższych dwudziestu lat" – widnieje w raporcie.
Kontrolerzy zwrócili też uwagę na zbyt małą liczebność wojska potrzebną do prowadzenia samodzielnej obrony do czasu udzielenia wsparcia przez sojuszników. "Rodzaje i ilość uzbrojenia i sprzętu ujęte w 14 programach operacyjnych, odnoszono do 52 batalionów chociaż z opracowania oceny obszaru wymaganej obrony, wynikała liczba 78 batalionów, jako niezbędnego minimum dającego szanse na realizacje operacji obronnej do przewidywanego czasu uzyskania sojuszniczego wsparcia" – podsumowano w dokumencie.
Komentarze ekspertów. "Malowana armia"
– Niestety te rozliczne dowództwa, które powstały zamiast budowania siły uderzeniowej, wyspecjalizowały się w kreatywnej księgowości, kreatywnym budowaniu wizerunku – ocenił gen. Roman Polko, były dowódca GROM. – Oszukiwaliśmy sami siebie. Na pożytek propagandowy czy zadowalania dowódców, prezydenta i premiera meldunki były fałszowane – stwierdził.
– To jest jakiś dramat. Teraz rozumiem dlaczego nasza strategia miała polegać na tym, że rozwiniemy się w ramach wsparcia sojuszniczego. Ktoś realistycznie ocenił, że nie mamy sił na to, żeby stawić opór samodzielnie i założono, że sojusznik od razu się włączy – mówił z kolei były minister obrony Romuald Szeremietiew.
"Kilka rzeczy absurdalnych"
Gen. Polko był oburzony zwłaszcza usuwaniem wojskowych, którzy zwracali uwagę na problemy i nieprawidłowości. – Malowana armia. Dowódców, którzy widzieli zagrożenie i je sygnalizowali, byli zwalniani lub mówiono im, że szerzą defetyzm i kazano im być cicho – powiedział.
Szeremietiew z kolei największe zło widzi w fałszywej ocenie bezpieczeństwa. – Poprzednikom udało się wypracować kilka rzeczy absurdalnych. Pierwszym absurdem było założenie, że wojny nie będzie – stwierdził. Mówił też o tym, że w pewnych sprawach nie wolno przyjmować "różowego scenariusza". – Zakładamy wariant niedobry, że do zagrożenia dojść może. Założenie, że na pewno wojny nie będzie albo że jest mało prawdopodobna jest niemądre – podsumował.
Podobnego zdania był gen. Polko. – Wojsko jest po to, by być gotowym na najczarniejszy scenariusz. Scenariusze były do przewidzenia i wspominał o nich prezydent Lech Kaczyński, kiedy dokonywano ataku na Gruzję – przypomniał.
TVP Info