Boni krytycznie o rządzie Tuska: Byliśmy głusi

Boni krytycznie o rządzie Tuska: Byliśmy głusi

Dodano:   /  Zmieniono: 
Michał Boni (fot.Вени Марковски (Own work) [CC BY-SA 3.0 (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0)], via Wikimedia Commons) 
Michał Boni, przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów w rządzie Donalda Tuska oraz minister administracji i cyfryzacji w jego rządzie w rozmowie, a obecnie eurodeputowany PO z Grzegorzem Sroczyńskim dla „Gazety Wyborczej” gorzko rozliczył się ze swoją rządową przeszłością. Przyznał, że zarówno on, jak i inni politycy PO „byli głusi”.

Boni był odpowiedzialny za przygotowanie raportu „Młodzi 2011”. W rozmowie z Grzegorzem Sroczyńskim przyznał, że po stworzeniu dokumentu „złapał się za głowę”, ponieważ „wyłoniło się cało to zło”, przez które rozumiał „nadużywanie elastycznych form zatrudnienia”. Jak wyjaśnił doprowadziło to do pęknięć na rynku pracy i spójności społecznej, ponieważ młode osoby bez stabilnego zatrudnienie nie mogą wziąć kredytu hipotecznego, a decyzję o poczęciu potomka odwlekają w nieskończoność. 

– W polityce jest tak, że się wygrywa albo przegrywa. Ja przegrałem – powiedział Boni. Wskazał, że jego porażka polegała na fakcie, iż po zdiagnozowaniu problemu nie zdołano przygotować całościowej strategii jego zwalczenia. – Nie było chęci, żeby przyznać głośno, że polityka społeczna to duży koszt dla budżetu społeczny, demografia to są pełnoprawne inwestycje. I w raporcie „Polska2030” to wszystko pisaliśmy – powiedział. 

Boni przyznał, że po powstaniu raportu „Młodzi2011”, Donald Tusk "wziął udział w jednej z debat wokół niego". – Wszystko tam było. Śmieciówki, niestabilność, całe to poczucie opuszczenia i wkurzenia, które potem wyprodukowało Kukiza. I zaraz zaczęły się głosy od różnych bliskich kolegów premiera, żeby się puknął w głowę i na to nie chodził – mówił europoseł Platformy Obywatelskiej. Polityk wyjaśnił, że w raporcie było dużo rzeczy krytycznych, wobec czego sugerowano Donaldowi Tuskowi, że "to jest niedobre w okresie kampanii wyborczej, a zbliżały się wybory 2011 roku". – I raport poszedł do szuflady. Z różnych moich pomysłów brano jakieś fragmenty, ale nie brano całości – przyznał. 

– Parę miesięcy temu bym tego nie powiedział, bo lojalność wobec własnego obozu, Donalda i tak dalej. Na seminariach, konferencjach – krytykowałem, a w mediach – nie. Ale trzeba mówić. Wyspowiadać się musimy, żeby w ogóle ruszyć do przodu. Na wiele spraw byliśmy głusi – wyjaśnił.

Gazeta Wyborcza