Były prezes stadniny poparł swoją opinię badaniami amerykańskich naukowców z Lilly Research Laboratories w Greenfield w stanie Indiana. Trela wyjaśnił, że przewidywalna dawka, która może się okazać śmiertelna dla mniej więcej połowy zwierząt to 1,38 mg na kilogram masy ciała. – Koń waży 500 kg, a dziennie spożywa 4 kg paszy. Żeby zatruł się wspomnianym antybiotykiem w ilościach, jakie wykryto w próbce, to musiałby zjeść jednorazowo 2 tony paszy – tłumaczył Trela.
Prezes nie jest winny
Były szef stadniny stanął także w obronie swojego następcy. Stwierdził, że obecnego prezesa nie można obarczać winą za śmierć klaczy. – Wiem, że pech ma swoje prawa. To jest hodowla, a ona ma swój procent strat, czyli konie się rodzą i odchodzą. Nie mam wątpliwości, że schorzenia, które były przyczyną śmierci klaczy powstały w sposób naturalny. Prezes nie jest temu winny – podkreślił.
W środę Agnieszka Kępka z prokuratury w Lublinie przekazała, że w paszy, która była podawana klaczy Preria ze stadniny w Janowie Podlaskim, znalazły się substancje, które są używane do zwalczania pasożytów u bydła oraz drobiu. Podkreśliła jednak, że nie wiadomo czy właśnie to była przyczyna śmierci klaczy.
Wstępne wyniki sekcji zwłok Amry
4 kwietnia Agnieszka Kępka z Prokuratury Okręgowej w Lublinie przekazała wstępne informacje uzyskane od lekarzy przeprowadzających sekcję zwłok klaczy Amry, która padła w nocy z 1 na 2 kwietnia. – Biegły, który brał udział w tej sekcji, jako prawdopodobną przyczynę zgonu ustnie wskazał intoksykację organizmu wywołaną zastojem żylnym na podłożu prawdopodobnego skrętu okrężnicy – poinformowała Agnieszka Kępka. Dodała, że wczoraj prokuratorzy dokonywali czynności na miejscu w stadninie. Miedzy innymi przesłuchiwali świadków i zabezpieczali próbki paszy.
Śmierć Amry
W nocy z 1 na 2 kwietnia padła klacz Amra przebywająca w ramach dzierżawy w stadninie koni w Janowie Podlaskim. Należała ona do Shirley Watts, żony perkusisty The Rolling Stones Charliego Wattsa. To druga w ostatnim tygodniach śmierć klaczy należącej do tej samej właścicielki.
„Jestem tym zrozpaczona, niedawno także straciłam moją klacz Prerię w Janowie. Moje dwie pozostałe klacze w Janowie muszą się oźrebić i jak tylko to się stanie, to zabierzemy je natychmiast z powrotem na naszą farmę do Anglii" - napisała Shirley Watts w e-mailu do redakcji Polsat News.
Zmiany w stadninach
Przypomnijmy, 19 lutego Agencja Nieruchomości Rolnych odwołała prezesów stadnin w Janowie Podlaskim i Michałowie. W oświadczeniu instytucja argumentowała, że w stadninie w Janowie Podlaskim dochodziło do niewłaściwej opieki nad zwierzętami. To z kolei miało doprowadzić do choroby klaczy Pianissima, leczenia, a następnie eutanazji w październiku zeszłego roku, wartej 3 miliony euro.
Agencja Nieruchomości Rolnych podkreśliła ponadto, ze w obu stajniach łamano przepisy poprzez zezwalanie partnerom zagranicznym większej liczby zarodków, niż jest to dopuszczalne. Miano także konstruować umowy wypożyczenia zwierząt zagranicznym ośrodkom w sposób, który „nie zabezpieczał w pełni interesów polskich podmiotów”. Zwolnieni odrzucili zarzuty ANR. Po zmianie prezesa stadniny w Janowie Podlaskim, 17 marca padła kolejna klacz - należąca do Shirley Watts - Preria.
wp.pl, Wprost.pl