Ryczkowski zapewnił, że obecnie Rotunda jest dla klientów i pracowników bezpiecznym miejscem. "Odbudowano ją, wyciągnięto wnioski, nie ma możliwości, żeby tamta sytuacja się powtórzyła" - powiedział.
Kilkanaście lat po katastrofie pracownik Rotundy Zofia Suchenek tak ją opowiedziała: "Na chwilę zgasło światło, po czym nastąpiła eksplozja. W budynku nie było słychać huku, miałam wrażenie, jakbym szybko jechała windą do góry. Trwało to kilka sekund. Gdy opadł pył, wyszłam na zewnątrz".
Suchenek wspomina, że w pierwszej kolejności poszkodowanym udzielali pomocy ludzie, którzy byli w pobliżu, po chwili pojawiły się pierwsze karetki. Gdy nastąpił wybuch, w banku było mniej osób niż zwykle, ponieważ mroźna zima utrudniała dojazd do centrum miasta.
"W tym wybuchu straciłam wiele kolegów i koleżanek. Do końca życia tego nie zapomnę. Po wybuchu z Rotundy odeszło wielu pracowników, później jednak ponad 80 osób wróciło" - powiedziała Halina Śleszyńska, która pracowała wówczas w Rotundzie.
15 lutego 1979 r. o godz. 12.40 w budynku Rotundy, stojącym w centrum miasta, u zbiegu ul. Marszałkowskiej i Al. Jerozolimskich, nastąpił wybuch. Gmach został zniszczony w 70 procentach. W katastrofie 49 osób poniosło śmierć, a 110 zostało rannych. Przyczyną wybuchu, jak ustaliła specjalna komisja, była awaria zaworu podziemnego przewodu, w wyniku której gaz przeniknął kanałami telekomunikacyjnymi do archiwum PKO. Do dziś nie wszyscy chcą wierzyć w oficjalne wyjaśnienie przyczyn eksplozji.
Kilka tygodni po tragedii podjęto decyzję o odbudowie gmachu. Do odbudowanej Rotundy pracownicy weszli pod koniec października 1979 r.
oj, pap