Jak podkreślił, to nie było tak, że oficer "potknął się o kamień, że przygodnie spotkana mina spowodowała obrażenia". "On wiedział, że jest niebezpieczeństwo. Dowodził konwojem. Ale najważniejsze jest to, że jego bohaterstwo, jego profesjonalizm uchronił cały konwój od odpalenia drugiego ładunku - kilkuset kilogramów materiałów wybuchowych. Tak naprawdę to było istotą tego ataku" - zaznaczył.
Siwiec powiedział, że był to przygotowany zamach na konwój. Jak ocenił, gdyby zamachowcy dopięli swojego celu, "to mielibyśmy do czynienia z hekatombą krwi, nie jedną ofiarą".
Kpt. Sławomir Stróżak z 18. Batalionu Desantowo-Szturmowego w Bielsku-Białej w wyniku wybuchu miny został ciężko ranny w głowę, ręce i w nogę. Rannego natychmiast przewieziono do szpitala polowego w Babilonie, a następnie - do Bagdadu. Kapitanowi nie udało się jednak uratować życia.
W sobotę w Iraku zginął także inny polski żołnierz - st. chorąży Marek Krajewski. Był to wypadek samochodowy. Jak opisał ten przypadek szef BBN, "ciężarówka, tzw. TIR mówiąc naszym językiem, ścięła zakręt i wjechała na nasz samochód, który jechał z przeciwka". W wypadku tym zostało rannych także dwóch innych żołnierzy, którzy trafili do szpitala. Ich stan zdrowia lekarze określają jako stabilny.
W piątek dwaj dziennikarze TVP - Waldemar Milewicz i Algierczyk Mounir Bouamrane zostali zastrzeleni przez nieznanych sprawców w pobliżu miejscowości Latifija, 30 km na południe od Bagdadu.
W tym przypadku, jak powiedział Siwiec, mieliśmy do czynienia z zaplanowanym zamachem - "niezależnie od tego, czy był to zamach z premedytacją, że o tego człowieka chodziło". "Można domniemywać, że wiele jest poszlak, które na to wskazują. Ale myślę, że tak czy inaczej śledztwo w tej sprawie będzie prowadzone, bo za dużo jest tu zbiegów okoliczności" - dodał szef BBN.
Czytaj też: Ku pamięci...
sg, pap