Według ustaleń komisji, w miejscu, w którym saperzy gromadzili amunicję do zniszczenia, we wtorek rano "nastąpiła silna detonacja, a następnie seria wybuchów, która trwała około 15 minut". W wyniku tych eksplozji śmierć na miejscu poniosło sześciu żołnierzy. Jak powiedział Czerwiński, z rozmów przeprowadzonych z żołnierzami, którzy pracowali w rejonie detonacji, "wynika, że niektórzy żołnierze słyszeli przed wybuchem charakterystyczny świst, który mógłby wskazywać na lecące pociski".
"Wybuch nastąpił w miejscu prowadzenia prac saperskich, gdzie przygotowywano głęboki wykop, w którym ułożone były warstwami pociski przeciwlotnicze i przeciwpancerne. Podczas oględzin znaleziono trzy świeże leje, w których prawdopodobnie zdetonowały 82-milimetrowe granaty moździerzowe. Z oględzin wynika, że jeden z granatów moździerzowych trafił w stos przygotowanej do zniszczenia amunicji, gdzie pracowali żołnierze" - cytował Czerwiński raport komisji.
Atak mógł nastąpić z dwóch kierunków i został przeprowadzony z drogi poza składem amunicji, z odległości 2-3 kilometrów.
Dowodzący dywizją gen. dyw. Mieczysław Bieniek zwrócił uwagę, że w okolicy, gdzie nastąpił wybuch, kilkakrotnie miały miejsce ataki na obozy wojsk koalicji. "Są to zdecydowanie siły antykoalicyjne, mamy również prawo sądzić, że w ich skład wchodzą również bojownicy z innych krajów, również ci, którzy brali udział w walkach w Faludży" - powiedział. Zwrócił uwagę, że w Suwajrze znajdowała się szkoła artylerii, a wykształceni tam oficerowie armii Saddama Husajna "nie mając zajęcia, często oferują swoje usługi terrorystom".
"Z treścią raportu w pełni się zgadzam i akceptuję go. Przesłałem ten raport moim przełożonym, jak również przedstawicielom ministerstw obrony Łotwy, Słowacji i Polski" - powiedział Bieniek.
We wtorek rano podczas prac w składzie amunicji w Suwajrze w prowincji Wasit doszło do wybuchu, którym zginęło trzech żołnierzy słowackich, dwóch polskich i jeden łotewski. Ciężko ranny polski żołnierz został przewieziony do specjalistycznego szpitala w Homburgu w Niemczech. Jak powiedział gen. dyw. Mieczysław Bieniek, stan poparzonego żołnierza jest stabilny. Amerykanie byli gotowi przewieźć rannego do wyspecjalizowanego w leczeniu oparzeń ośrodka w San Antonio, dowódcy obawiali się jednak ranny długiej podróży.
ss, em, pap