Rzecznik prasowy Jedynki zdecydowanie zaprzeczył informacjom pojawiającym się w mediach o tym, że za uwolnienie Kosa firma zapłaciła okup. "Zdecydowanie zaprzeczam. Żaden okup nie był płacony. Uwolnienie naszego pracownika oddaliśmy w ręce polskiej dyplomacji i wojska. Tylko oni się tym zajmowali. Nie poszukiwaliśmy Kosa samodzielnie. Wycofaliśmy się i to przyniosło rezultaty. Odbito dyrektora biura" - zapewnił Polaczkiewicz.
Dodał, że prawdopodobnie "pierwszymi porywaczami Kosa byli pospolici przestępcy, którzy następnie +przehandlowali+ dyrektora biura innej grupie, która zajmuje się wyłudzaniem okupów za ludzi lub działa z politycznych względów". Nie wiadomo jednak, kto i ile osób przetrzymywało pracownika Jedynki.
Rzecznik podkreślił, że firma nie zna losów pozostałych osób, porwanych razem z Kosem, ochroniarzy, opiekuna biura i dwóch Irakijek - tłumaczek. "Naszym zdaniem, zostali wypuszczeni na wolność" - powiedział Polaczkiewicz. Przyznał jednak, że żadna z tych osób nie skontaktowała się z firmą. "Nasze biuro w Bagdadzie teraz nie działa. Może nie mieli możliwości kontaktu"- powiedział.
Jerzego Kosa uwolniono w Ramadi, mieście położonym 110 kilometrów na zachód od Bagdadu. "To była brawurowa akcja służb specjalnych, Polaków i Amerykanów. Porywacze byli namierzani, kontrolowano ich rozmowy telefoniczne. W końcu odbito naszego pracownika i jeszcze inne osoby" - przypomniał Polaczkiewicz.
em, pap