50-letnią Michalinę K. oskarżono o to, że 13 lutego tego roku nie dopełniła ciążących na niej obowiązków w zakresie bezpieczeństwa przejazdu i nadzorowania ruchu pociągów, przez co sprowadziła niebezpieczeństwo katastrofy w ruchu lądowym i doprowadziła do zderzenia pociągu pospiesznego relacji Zielona Góra - Zamość z samochodem osobowym fiat stilo, w wyniku czego kierowca samochodu Janusz Kulig poniósł śmierć.
Z ustaleń prokuratury wynika, że nie da się wytłumaczyć, dlaczego dróżniczka nie opuściła rogatek. O przejeździe pociągu była powiadomiona przez dyżurnego ruchu z Bochni i dróżniczkę w Krzeczowie, system łączności był sprawny, godzina przejazdu pociągu była znana z rozkładu jazdy, a tory były dobrze widoczne z budki dróżnika. Wszyscy uczestnicy zdarzenia byli trzeźwi.
Swe ustalenia prokuratura oparła na zeznaniach świadków, opinii biegłych z zakresu ruchu drogowego, ekspertyzie stanu technicznego samochodu ofiary, ustaleniach powypadkowej komisji kolejowej oraz na analizie przepisów PKP o obowiązkach dyżurnych ruchu i dróżników kolejowych.
Michalina K. w śledztwie nie przyznała się do winy i twierdziła, że niczego nie pamięta. Nie była w stanie wyjaśnić dlaczego nie opuściła zapór. Wyjaśniała, że w krytycznym momencie była wewnątrz budynku, i że zawsze rzetelnie wywiązywała się z obowiązków.
Jednocześnie z ustaleń prokuratury wynika, że Janusz Kulig jechał prawidłowo i nie miał żadnej możliwości zauważenia niebezpieczeństwa przy podniesionych rogatkach. Widoczność na ok. 200 metrów torowiska mógł uzyskać dopiero po wjechaniu na tory. Przed przejazdem widoczność zasłaniała mu budka dróżnika.
Ojciec ofiary Jan Kulig informował po wypadku w mediach, że jego rodzina współczuje dróżniczce i wybacza jej. Do spotkania Jana Kuliga z dróżniczką doszło w Komendzie Policji w Bochni po wypadku. Kobieta uklękła i poprosiła o przebaczenie, Jan Kulig w imieniu rodziny takiego przebaczenia jej udzielił.
ss, pap