W środę na konferencji prasowej w Warszawie zaprezentowano list otwarty do mediów podpisany przez przedstawicieli różnych środowisk, m.in. psychologów prof. Janusza Czapińskiego, prof. Wojciecha Eichelbergera i Jacka Santorskiego, filozofa prof. Marię Szyszkowską, językoznawcę prof. Jerzego Bralczyka. Zaapelowali, by o winie Andrzeja S. decydowały sądy, a nie media.
"Nie podzielamy poglądu, że w swoich relacjach na temat zatrzymania i oskarżenia o pedofilię Andrzeja S. media naruszyły prawo prasowe. Media dochowały wymogów wynikających z litery prawa i jest to wszystko, na co osoby publiczne, a osoby zaufania publicznego w szczególności, mogą w podobnych przypadkach liczyć" - napisali w czwartkowym oświadczeniu psychologowie.
W ich ocenie przed środowiskiem polskich psychologów stoi "trudne zadanie odbudowy i odzyskania zaufania publicznego", a branie w obronę Andrzeja S. i atakowanie mediów zadaniu temu nie służy.
"Obawiamy się, że wystąpienie grupy współpracowników i znajomych Andrzeja S. może zostać przez opinię publiczną odczytane jako przejaw fałszywie pojętej solidarności grupowej, +obrony swoich+, która jest poważną chorobą życia publicznego" - napisali.
W ich opinii, to nie sposób informowania przez media o sprawie podkopuje reputację całego środowiska polskich psychoterapeutów i może zachwiać zaufaniem pacjentów. "Zaufanie to podkopał nie tylko Andrzej S. swoim postępowaniem, ale również całe środowisko, które nie umiało wypracować odpowiednich mechanizmów skutecznej samokontroli" - napisali w oświadczeniu psychologowie.
W środowym liście napisano m.in., że prawo prasowe gwarantuje osobie, przeciwko której toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe, ochronę jej danych osobowych i wizerunku. Relacje zaprezentowane przez media w przypadku podejrzanego o pedofilię psychologa Andrzeja S., zdaniem autorów listu, drastycznie złamały ten przepis.
Prokuratura poinformowała w środę, że Andrzej S. przyznał się do zarzucanych mu czynów. Wśród zarzutów postawionych podejrzanemu jest "wielokrotne doprowadzenie małoletniego do poddania się czynnościom seksualnym".
***
Andrzej Goszczyński nie ma nic wspólnego ze Stowarzyszeniem Dziennikarzy Polskich - przypomina w czwartkowym oświadczeniu sekretarz generalny SDP Jolanta Łopuszańska. Goszczyński prowadził środową konferencja prasową, podczas której grupa psychologów skrytykowała sposób informowania przez media o sprawie podejrzanego o pedofilię psychologa Andrzeja S.
Łopuszańska z upoważnienia Zarządu Głównego SDP napisała, że konferencja ta spowodowała pomyłkowe wiązanie osoby Andrzeja Goszczyńskiego i jego Obserwatorium Wolności Mediów ze środowiskiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
"Wyjaśniamy, że pan Andrzej Goszczyński nie ma obecnie nic wspólnego ze Stowarzyszeniem Dziennikarzy Polskich ani Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP. Andrzej Goszczyński był dyrektorem Centrum, ale został zwolniony w 2001 roku. Obserwatorium Wolności Mediów, które założył, nie ma żadnych powiązań z SDP" - napisała.
W ocenie zarządu postawa Goszczyńskiego, "który będąc etatowym dziennikarzem jednego z czołowych tygodników, jest jednocześnie szefem prywatnej instytucji monitorującej media", wydaje się "co najmniej dwuznaczna".
Stowarzyszenie oraz Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP nie aprobują też metody prowokacji, jakiej Andrzej Goszczyński użył w stosunku do dziennika "Fakt", podając się w internetowym liście za ofiarę Andrzeja S. "Takie postępowanie jest, naszym zdaniem, sprzeczne z etyką dziennikarską i zasadami, którymi powinna się kierować instytucja strzegąca wolności prasy" - napisała Łopuszańska.
"Uderza nas podobieństwo tego działania do sposobu wykorzystania internetu przez osobę, która w październiku 2002 roku, podszywając się pod prezesa SDP (Krystyna Mokrosińska - PAP), wysłała wulgarne ogłoszenie do portalu Wirtualna Polska. Prokuratura ustaliła, że ogłoszenie wysłane zostało z komputera w mieszkaniu Andrzeja Goszczyńskiego, nie wniosła jednak oskarżenia motywując to brakiem interesu społecznego" - podał zarząd główny SDP.
"W przeciwieństwie do Andrzeja Goszczyńskiego jesteśmy przekonani, że w interesie społecznym leży informowanie o problemach z prawem osób pełniących ważne role publiczne. Oczywiście takie informacje muszą być przekazywane w sposób szczególnie rzetelny i odpowiedzialny. Uważamy, że wolność słowa jest tu wartością fundamentalną i nadrzędną, której organizacja dziennikarska powinna strzec przede wszystkim" - napisano w oświadczeniu.
W środę na konferencji prasowej Goszczyński przyznał, że jego e- mail do "Faktu", w którym podszył się pod ofiarę pedofilskich skłonności psychologa Andrzeja S., był prowokacją. Dziennik poinformował o tym w środę. "Zrobiłem to, bo byłem bardzo zaniepokojony sposobem komentowania przez media sprawy Andrzeja S." - wyjaśnił.
sg, pap