W uzasadnieniu zawiadomienia napisano, że bandycki napad stał się możliwy, ponieważ na kolei często brak jest ochrony, co stwarza możliwości działania dla zorganizowanych grup przestępczych, wyspecjalizowanych w napadach na podróżnych.
Jak poinformował PAP szef Prokuratury Rejonowej w Kołobrzegu Adam Kuc, zawiadomienie jeszcze nie dotarło. Dopiero po zapoznaniu się z pismem będzie mógł odpowiedzieć na pytanie, czy tamtejsza prokuratura jest właściwa do rozpatrywania sprawy (zwłoki dziewczyny znaleziono na terenie województwa łódzkiego - PAP). Kuc podkreślił, że istotne dla sprawy będzie to, czy istnieją wewnętrzne przepisy przewoźnika regulujące kwestię bezpieczeństwa.
"Za wcześnie na komentarze. Czekamy na zakończenie postępowania prowadzonego przez policję" - powiedziała PAP rzeczniczka spółki PKP Przewozy Regionalne Anna Hyrlik.
Zaznaczyła, że spółka współpracuje ze strażą ochrony kolei i policją. "Robimy wszystko, by zapewnić pasażerom bezpieczeństwo - zarówno w zakresie utrzymania idealnego stanu technicznego taboru, jak i bezpieczeństwa podróżnych" - zapewniła Hyrlik.
Przypomniała, że w ubiegłym roku kolej wyposażyła kierowników pociągów w telefony komórkowe, by szybko mogli wezwać odpowiednie służby, a konduktorzy są dodatkowo szkoleni jak postępować w trudnych sytuacjach.
Dodała, że spółka posiada ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej z tytułu prowadzonej działalności gospodarczej. Od wyników dochodzenia zależy czy rodzina dziewczyny, która tragicznie zginęła, otrzyma odszkodowanie.
Ustawa z dnia 15 listopada 1984 r. "Prawo przewozowe", nakłada na przewoźnika obowiązek zapewnienia odpowiedniego bezpieczeństwa pasażerom. Ta sama ustawa zabrania wnoszenia niebezpiecznych przedmiotów do środków transportu.
Ustawa z dnia 28 marca 2003 r. o transporcie kolejowym określa zadania Straży Ochrony Kolei. Funkcjonariusze tej straży mają obecnie uprawnienia zbliżone do uprawnień policji. Według zapisów ustawy, wszelkie koszty związane z funkcjonowaniem straży ochrony kolei są pokrywane przez zarządcę infrastruktury kolejowej.
Ojciec zamordowanej, Jerzy Dybowski, w rozmowie z PAP powiedział, że jego zdaniem PKP ponosi częściową odpowiedzialność za śmierć jego córki. "Kupując bilet zawarłem umowę z kolejami na bezpieczne dowiezienie mego dziecka. PKP nie wywiązały się z tej umowy" - powiedział.
Dybowski nie wyklucza, że zostanie oskarżycielem posiłkowym, jeśli dojdzie do procesu. "Liczę na pomoc ludzi zorientowanych w prawie, bo ja się na tym po prostu nie znam" - powiedział. Dodał, że ma sygnały od wielu osób, które oferują mu pomoc prawną lub materialną.
Powiedział też, że pragnie, by powstało konto, na które ludzie dobrej woli mogliby przesyłać pieniądze. "Nie chcę tych pieniędzy dla siebie, ale dla sprawy, aby podobne zdarzenia nigdy więcej nie miały miejsca" - powiedział.
Pytany przez PAP, czy zgłosił się do niego przedstawiciel PKP wyjaśnił, że do tej pory nikt z tej firmy się z nim nie kontaktował.
Tadeusz Wojtkiewicz, wójt gminy Rymań, w której mieszka rodzina Dybowskich, powiedział PAP, że gminny radca prawny bezpłatnie zajmie się sprawą. Dodał, że w gminie zebrano już pieniądze, by wspomóc rodzinę.
Na początku lipca dwaj młodzi mężczyźni (23 i 24 lata) pobili, udusili i niedaleko Łowicza (Łódzkie) wyrzucili z pociągu 21-letnią Anię Dybowską z Jarkowa (Zachodniopomorskie). Dziewczyna jechała z Kołobrzegu do Warszawy, gdzie miała zdawać na studia. Mordercy, powiedzieli po zatrzymaniu, że wyrzucili dziewczynę dla zabawy, by uczcić urodziny jednego z nich.
em, pap