"Postępowanie prowadzone jest w kierunku zarzutów związanych ze znęcaniem się nad dziećmi i spowodowaniem u nich ciężkich obrażeń ciała. Jak dotąd nikomu nie postawiono zarzutów" - powiedział w poniedziałek PAP prokurator rejonowy w Pszczynie, Andrzej Wąsik.
Dodał, że obecnie trwają intensywne czynności śledcze - przesłuchania świadków i członków rodziny. We wtorek zatrzymani rodzice - 20-letnia matka i 30-letni ojciec - zostaną doprowadzeni do prokuratury, która zdecyduje o ewentualnym postawieniu im zarzutów. Jeżeli okaże się, że znęcali się nad swoimi dziećmi, może grozić im do 10 lat więzienia.
Dziewczynka trafiła do bielskiego szpitala w bardzo ciężkim stanie. Stwierdzono u niej uraz głowy i obrzęk mózgu, podejrzewano też krwiak wewnątrzmózgowy. Dziecko było nieprzytomne, ledwie oddychało, miało drgawki. Lekarze podejrzewali także anemię i tzw. zespół dziecka maltretowanego.
Ze względu na charakter obrażeń dziewczynkę przewieziono do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka i Matki (GCZDiM) w Katowicach-Ligocie. Przebywa obecnie na oddziale intensywnej opieki medycznej. Na razie nie ma potrzeby interwencji neurochirurgicznej.
"Stan dziewczynki jest nadal bardzo poważny, jest pod stałą obserwacją. Stwierdziliśmy u niej krwawienie śródczaszkowe, będące efektem urazów głowy. Nie można wykluczyć mikrouszkodzeń tkanki mózgowej. Dziecko jest w śpiączce, sztucznie wentylowane" - powiedział PAP ordynator oddziału anestezjologii i intensywnej terapii GCZDiM, dr Ludwik Stołpny.
Dodał, że na głowie dziewczynki odkryto zarówno świeże, jak i dawne obrażenia. "Wskazuje to, że dziecko ulegało rozmaitym urazom w różnym czasie. Wyjaśnienie, w jaki sposób powstały te urazy, to sprawa dla prokuratury" - powiedział Stołpny.
Policja ustaliła, że niespełna dwa tygodnie temu do bielskiego szpitala trafił ze złamaną kością czaszki 2-letni braciszek 5-miesięcznej Andżeliki. Ojciec Jasia tłumaczył wówczas, że chłopczyk spadł z betonowych schodów do piwnicy. Teraz policja i prokuratura szczegółowo wyjaśniają również tę sprawę.
ss, pap