We wtorek po południu nadal trwały przesłuchania obojga rodziców. Prokuratura rozważa złożenie wniosku o ich aresztowanie. Na pewno wystąpi także o odebranie rodzicom praw rodzicielskich.
Podejrzani nie przyznają się do winy; nie potrafią jednak wyjaśnić, jak powstały obrażenia na ciele dziewczynki. Podczas przesłuchań deklarowali, że bardzo kochają swoje dzieci.
5-miesięczna Andżelika z Czechowic-Dziedzic z poważnymi obrażeniami głowy, nieprzytomna i posiniaczona trafiła w niedzielę najpierw do bielskiego, a potem katowickiego szpitala. Niespełna dwa tygodnie wcześniej ze złamaną kością czaszki do szpitala trafił też jej 2-letni brat Jaś.
U Andżeliki we wstępnym rozpoznaniu stwierdzono uraz głowy i obrzęk mózgu. Dziecko było nieprzytomne, ledwo oddychało, miało drgawki. Lekarze podejrzewali także anemię i tzw. zespół dziecka maltretowanego.
Ze względu na charakter obrażeń jeszcze w niedzielę dziewczynkę przewieziono do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka i Matki (GCZDiM) w Katowicach.
Dziecko przebywa teraz na oddziale intensywnej opieki medycznej. Jego stan nadal jest bardzo poważny. U Andżeliki katowiccy lekarze stwierdzili m.in. krwawienie śródczaszkowe będące efektem urazów głowy. Nie wykluczają też mikrouszkodzeń tkanki mózgowej. Dziewczynka jest w śpiączce. Na jej głowie odkryto zarówno świeże, jak i dawne obrażenia.
Kiedy dwa tygodnie wcześniej do bielskiego szpitala ze złamaną kością czaszki trafił brat Adżeliki, ojciec tłumaczył, że chłopczyk spadł z betonowych schodów do piwnicy.
ss, pap