Szef Centrum Informacyjnego MON płk Piotr Pertek odpiera te zarzuty, że pierwsze informacje o przejęciu przez polskich żołnierzy pocisków, o których przypuszczano, że mogły służyć do przenoszenia broni chemicznej, pochodziły ze źródeł amerykańskich. "Polskie wypowiedzi w tej sprawie były wyłącznie reakcją na liczne pytania polskich mediów związane z tą informacją. Wypowiedzi te m.in. podkreślały, że nie zostały jeszcze ostatecznie ustalone - charakter substancji, która mogła znajdować się w tych rakietach, jak i data ich produkcji" - mówił. Dodał, że ze strony MON nie było żadnej próby tworzenia "sensacyjnego sukcesu".
"Rzekomy komunikat czy raport Dowództwa Sił Koalicyjnych, na który powołują się autorzy artykułu, nie stwierdza niczego, co byłoby sprzeczne z wcześniejszymi wypowiedziami MON. Co więcej, dokument ten nie jest znany Ministerstwu Obrony Narodowej. Nie udało się go też uzyskać ani od autorów artykułu, ani od władz amerykańskich" - zaznacza MON.
Na początku lipca amerykański sekretarz obrony Donald Rumsfeld podał informację - którą potwierdził minister obrony Jerzy Szmajdziński - że w czerwcu polski wywiad wojskowy przejął kilkanaście głowic rakietowych i dwa pociski moździerzowe zawierające iperyt i sarin. Dzień później agencje DPA i AP, powołując się na amerykańskie dowództwo w Bagdadzie, napisały, że głowice nie byłyby niebezpieczne w rękach rebeliantów, ponieważ były skorodowane i zawierały niewiele środka bojowego.
Czekamy na końcowy raport dotyczący znalezionych w czerwcu rakiet - powiedział także minister obrony Jerzy Szmajdziński. "Dopóki go nie ma, trudno oceniać sytuację. O jednym trzeba pamiętać - to nie polski minister obrony, nie szef WSI informowali o znalezieniu rakiet opinię publiczną, uczynił to sekretarz obrony Donald Rumsfeld, nie mając odpowiedzi na trzy pytania: z jakiego okresu te głowice pochodzą, jaka jest ich zawartość chemiczna i czy można ich było użyć. Czekamy na te informacje" - powiedział Szmajdziński.
Dodał, że polscy żołnierze robią, co do nich należy - odszukują broń i amunicję i sprawdzają ją. "W dwóch pierwszych rakietach iperyt był, co dało podstawę do wypłacenia amerykańskich pieniędzy na wykupienie kolejnych sztuk, specjalistyczne ośrodki mają to analizować. Takich czynności w Iraku wykonujemy setki, tysiące i będziemy wykonywać nadal. Robienie sensacji ze starego komunikatu, niepotwierdzonego ostatecznymi wynikami badań jest niepoważne" - oświadczył.
"Wszystko, co jest związane z bronią masowego rażenia, bronią chemiczną, jest niebezpieczne, nawet małe ilości. Bo cóż to znaczy mała ilość - że śmierć poniesie kilka osób? To już jest nieważne dla autorów artykułu; dla nas ważne jest wszystko, co dotyczy bezpieczeństwa naszych żołnierzy i całej wielonarodowej dywizji, ważne jest, by nie przegapić żadnego sygnału o zagrożeniu" - powiedział minister.
ss, em, pap