O tej 29-letniej dziś, czarnowłosej kobiecie prasa pisała, że była ekskluzywną dziewczyną do towarzystwa, albo "kobietą mafii". W poprzednim procesie sąd nie dopatrzył się takiej takiej roli "Inki". Na początku września w zakładzie karnym zawarła ona ślub z zakochanym w niej ponoć obywatelu Francji, wzbudzając tym zainteresowanie prasy.
W poniedziałek Halina G., z widoczną na palcu obrączką, weszła w asyście policyjnej ochrony na salę sądu jak zwykle, zasłaniając twarz czarną teczką i zaczesanymi do przodu włosami.
Na procesie nie zmieniła też swojej taktyki. Nie przyznała się do ponownie jej zarzuconego udzielenia pomocy w zabójstwie. Tak jak poprzednio, nie chciała nawet podać swoich danych osobowych, w szczególności nowego drugiego członu nazwiska. Sąd odczytał więc to, co znane było z poprzednich rozpraw: 29 lat, wykształcenie średnie, niekarana, niepracująca, bezdzietna, rozwódka - ostatnie słowo zostało zamienione na: mężatka.
"Inka" odmówiła składania jakichkolwiek wyjaśnień, a nawet odpowiadania na pytania. Złożyła tylko oświadczenie, które odczytała z kartki, trzymanej w drżących dłoniach. "Złożyłam pełne i obszerne wyjaśnienia na temat zabójstwa Jacka Dębskiego. (...) Właśnie dzięki mnie postępowanie w tej sprawie nie zostało umorzone (...) i zakończyło się skierowaniem do sądu aktu oskarżenia - paradoksalnie przeciwko mnie" - czytała "Inka".
Potem oświadczyła, że w czasie śledztwa zarówno przedstawiciele policji, jak i prokuratury - także Prokuratury Krajowej - proponowali jej status świadka koronnego w zamian za zeznania obciążające gangsterów i polityków. (Według prawa nie jest to możliwe w sprawach dotyczących zabójstwa, chyba żeby takiej osobie zarzucono np. nieudzielenie pomocy postrzelonemu - co miało początkowo miejsce w śledztwie przeciwko "Ince").
"Niektóre złożone przeze mnie wyjaśnienia zostały zinterpretowane i obrócone wyłącznie przeciwko mnie. Jest to sprawa polityczno- mafijna, o czym świadczy m.in. obecność mec. Andrzeja Werniewicza po stronie pokrzywdzonych" - mówiła "Inka". (Werniewicz - adwokat często broniący gangsterów z Pruszkowa, reprezentuje w tym procesie żonę Jacka Dębskiego).
"To wyraz jej rozpaczy" - tak oświadczenie "Inki" skomentował dla prasy mec. Werniewicz. Jego zdaniem, od Haliny G. odwróciło się chroniące ją wcześniej Centralne Biuro Śledcze i inni sprzymierzeńcy, dlatego ona teraz broni się w ten sposób.
Wszystko to razem - według samej oskarżonej - powoduje, że czuje ona wciąż "zagrożenie swego życia, a o zakończeniu tej sprawy nie decyduje materiał dowodowy". Sąd nie dowiedział się od "Inki", skąd - jej zdaniem - w sprawie jest "polityczno-mafijny" kontekst. Oskarżona odmówiła odpowiedzi także na takie pytania.
Sąd przystąpił więc do odczytywania jej wyjaśnień składanych w śledztwie i na pierwszym procesie. Protokołów jest kilkaset stron i czynność ta zajmie prawdopodobnie kilka najbliższych rozpraw. Proszona przez sąd o potwierdzenie, czy tak zeznawała w śledztwie, "Inka" za każdym razem odpowiadała: "nie potwierdzam, nie zaprzeczam".
Proces "Inki" musiał się rozpocząć od nowa, bo Sąd Apelacyjny uchylił pierwszy wyrok - 8 lat więzienia, wymierzony jej latem 2003 roku. Po rozpoznaniu apelacji sąd doszedł do wniosku, że trzeba rozważyć jeszcze raz, czy Halina G. jedynie pomogła w zabójstwie, czy też brała w nim aktywny współudział.
Jacek Dębski, były minister sportu w rządzie Jerzego Buzka, zginął w kwietniu 2001 r. Według prokuratury, zastrzelił go płatny zabójca "Sasza" (który odebrał sobie życie, gdy prokuratura postawiła mu taki zarzut). Miał on zabić na zlecenie mafijnego bossa z Wiednia, Jeremiasza Barańskiego, "Baraniny", (popełnił samobójstwo w areszcie w Wiedniu). Motywem zabójstwa Dębskiego miały być jego pieniądze.
ss, em, pap