Wnioski lustrowanego o wyłączenie rzecznika ze sprawy i o zawieszenie procesu sam Oleksy oraz jego obrońcy określają jako ich prawo do rozwiania wątpliwości. Pytany o to Nizieński mówi, że ma wrażenie, iż druga strona procesowa nie dąży do jak najszybszego zakończenia sprawy. "Wydaje mi się, że to postępowanie przebrało granice przyzwoitości" - dodał rzecznik.
Nizieński uważa, że gdyby nie wnioski obrońców dotyczące wyłączenia go ze sprawy, już w środę proces mógłby dobiegać końca - byłaby szansa na mowy końcowe stron. "Apeluję, by tak nie traktować tego, co robię. Tu chodzi o moje dobre imię i o prawo do prześwietlenia 3 tys. stron materiału dowodowego, jakie na początku roku złożył w sądzie rzecznik" - powiedział Oleksy.
Po raz pierwszy od początku procesu Oleksego, Nizieński potwierdził w środę, że w aktach tej sprawy jest 3 tys. stron teczek osobowych i teczek pracy funkcjonariuszy Agenturalnego Wywiadu Operacyjnego (AWO). Wyjaśnił, że komórka ta była w PRL "ogniwem operacyjnym" Zarządu II Sztabu Generalnego. AWO miał się - według Nizieńskiego - zajmować "typowaniem agentury, śledzeniem czy analizowaniem tzw. sytuacji wywiadowczej w krajach, które były uznawane jako przeciwnicy PRL".
Nizieński przypomniał, że sąd II instancji uchylając w 2001 r. pierwsze orzeczenie w sprawie Oleksego (stwierdzające kłamstwo lustracyjne), nakazał zbadać w ponownym procesie, czy AWO jest takim organem, z którym związki należy ujawniać w oświadczeniach lustracyjnych. "Zbadać to można tylko na podstawie teczek funkcjonariuszy Zarządu II SG WP" - dodał Nizieński.
Dziennikarze kilkakrotnie pytali Nizieńskiego, czy wśród teczek AWO jest teczka Oleksego. "Materiały operacyjno-archiwalne były przedstawione" - odpowiadał Nizieński. Czy wśród tych dokumentów jest teczka pana Oleksego? - indagowali dziennikarze - "Jest, no przecież słyszeliście państwo orzeczenia, jakie tu zapadły" - odpowiedział rzecznik nie ujawniając jednak w której grupie akt sprawy - wcześniejszej czy późniejszej - jest ta teczka.
Adwokaci Oleksego Wojciech Tomczyk i Andrzej Sandomierski, wychodząc w środę z sali rozpraw mówili jedynie o "incydentalnych decyzjach procesowych", do jakich doszło, i informowali o następnym terminie rozprawy w październiku. Pytani o losy sprawy ich skargi konstytucyjnej do TK dotyczącej odmowy odsunięcia od procesu Rzecznika Interesu Publicznego Bogusława Nizieńskiego, odpowiadali "czekamy, sprawa jest w Trybunale".
Dopiero Nizieński potwierdził, spytany przez PAP, że w środę sąd nie zdecydował się zawieszać procesu, a 27 października rozstrzygnie zażalenie obrony na to postanowienie. Nizieński ujawnił ponadto, że jeszcze we wtorek Trybunał Konstytucyjny odmówił przyjęcia do rozpatrzenia pytania prawnego obrońców Oleksego w sprawie wyłączenia rzecznika z lustracji. Adwokaci chcą także na tę decyzję złożyć zażalenie w TK.
Pytany o sprawę "przecieku" informacji do tygodnika "Newsweek", co pośrednio zarzucili Nizieńskiemu obrońcy Oleksego (w zawiadomieniu do prokuratury nie wskazują, kto miałby się dopuścić przecieku), rzecznik odpowiedział: "przecież państwo chyba rozumiecie, że ten zarzut jest na potrzeby tego procesu. Gdyby coś takiego było, to bym został wskazany w zawiadomieniu o przestępstwie do wojskowych organów ścigania, jakie sporządzili obrońcy pana Oleksego - a nic takiego się nie stało".
Nizieński podejrzewa Oleksego o zatajenie związków z wywiadem wojskowym PRL. W 2000 r. sąd I instancji uznał, że Oleksy zataił, iż w latach 1970-1978 był tajnym współpracownikiem tego wywiadu. W 2001 r. sąd II instancji uwzględnił apelację Oleksego i zwrócił sprawę do I instancji. Oleksy wiele razy powtarzał, że był "oficerem rezerwy, szkolonym na czas zagrożenia wojennego w formacji rozpoznania wojskowego" i wykonywał tylko powinność wojskową oficera.
To jedno z najdłużej trwających postępowań lustracyjnych. Wszczęto je w czerwcu 1999 r., a sam proces, który jest tajny, zaczął się w listopadzie 1999 r. Zgodnie z ustawą lustracyjną osoba uznana przez Sąd Lustracyjny obu instancji oraz przez Sąd Najwyższy za "kłamcę lustracyjnego" nie może przez 10 lat pełnić niektórych funkcji publicznych, m.in. parlamentarzysty czy ministra. Cała procedura - łącznie ze spodziewanym odwołaniem przegranej strony do SN - może potrwać jeszcze wiele miesięcy.
ss, pap