Policję powiadomił ochroniarz ok. godziny 17.00. Ewakuowano wszystkie osoby przebywające w podziemiach, także pracowników znajdujących się tam butików. Ograniczony został ruch tramwajów i samochodów. Na miejsce, jak zawsze w takich przypadkach, oprócz pirotechników, wezwano karetkę pogotowia, straż pożarną i pogotowie energetyczne. Na wszelki wypadek przywieziono też robota pirotechnicznego.
By zapobiec gigantycznym korkom, policja przepuszczała tramwaje i samochody co kilka minut. Do podziemi nie wpuszczano jednak ludzi. Przy wyjściu na przystanek dla tramwajów jadących w kierunku warszawskiego Żoliborza, policjanci znaleźli przedmiot przypominający ładunek wybuchowy - jak się okazało - pudełko z kablami.
"To skandal, za takie głupie żarty powinno się przykładnie karać" - powiedziała jedna z kobiet stojących na przystanku. Raz po raz ktoś podchodził do policjantów, pytając, co się dzieje.
Po godzinie 18 zaczęto powoli przywracać normalny ruch tramwajowy i samochodowy. Policja zabezpieczyła ślady pozostawione na miejscu i atrapę ładunku. Jak poinformował rzecznik komendanta stołecznego policji Mariusz Sokołowski, przesłuchani zostaną świadkowie, przeanalizowana będą też nagrania ze znajdujących się w podziemiach kamer.
W ubiegłym tygodniu policjanci zatrzymali dowcipnisia, który dwukrotnie dzwonił do warszawskiej Prokuratury Okręgowej, grożąc, że podłożył w budynku bombę i ją zdetonuje. Grozi mu za to do dwóch lat więzienia.
em, pap