"Trudno w tej chwili powiedzieć, w jaki sposób nastąpił zapłon (czy przypadkowo, czy mężczyzna zaczął podkładać ogień) ale na pewno nastąpił. Zapaliły się też opary" - powiedział rzecznik komendanta stołecznego policji, nadkom. Mariusz Sokołowski.
Jak poinformowali dziennikarzy okoliczni mieszkańcy, sale siłowni ciągnęły się m.in. pod sklepami odzieżowymi, z materiałami biurowymi i zakładem zegarmistrzowskim. Zawaliły się stropy, zniszczone zostało też mieszkanie na pierwszym piętrze, znajdujące się nad sklepem. Spalił się też częściowo samochód zaparkowany przed budynkiem.
W sumie ewakuowano 40 osób. W gaszeniu budynku brało udział 11 zastępów straży pożarnej. Eksperci ocenią, czy zniszczenia budynku nie zagrażają jego konstrukcji i czy ludzie będą mogli bezpiecznie wrócić do mieszkań.
"To był koszmar. Szyby z całymi oknami leżały na jezdni. Zaplecze jest całkowicie zniszczone, ścian praktycznie w ogóle nie ma. Podmuch wyrzucił sprzęt na zewnątrz" - powiedziała właścicielka zakładu zegarmistrzowskiego.
Zabezpieczanie śladów prowadzone przez techników policyjnych były powodem zamknięcia części al. Solidarności, co poważnie utrudniło ruch w centrum stolicy.
em, pap