Obaj oskarżeni przyznali się do winy i złożyli wyjaśnienia. Grozi im kara od 12 lat więzienia do dożywocia.
Według prokuratury, F. i M. wsiedli do pociągu na dworcu w Toruniu z zamiarem obrabowania pasażera. Planując napad, nie wykluczali możliwości wyrzucenia pasażera z pociągu. Zdaniem prokuratora Sławomira Piwowarczyka, chcieli w ten sposób zdobyć pieniądze na fetowanie urodzin młodszego z nich.
Sprawcy upatrzyli sobie jadącą samotnie w przedziale 21-letnią dziewczynę i nawiązali z nią rozmowę. Zaatakowali ją za Włocławkiem. Zasłonili okna i zamknęli drzwi przedziału, a następnie zakneblowali i dusili swoją ofiarę. Zrabowali należący do niej telefon komórkowy, pierścionki i około 90 zł.
Jak ustalono, przestępcy dojechali wraz ze sterroryzowaną dziewczyną do Warszawy. Tam zmusili ją, by przesiadła się z nimi do pociągu jadącego do Bydgoszczy. W pociągu wyprowadzili dziewczynę do toalety. Jeden z bandytów zakneblował jej usta. Później otworzyli drzwi i wypchnęli 21-latkę z pędzącego pociągu. Dziewczyna zginęła na miejscu. Zdaniem biegłych, bezpośrednią przyczyną śmierci były rozległe obrażenia głowy, które powstały w następstwie upadku na nasyp kolejowy.
Obaj oskarżeni - w przeszłości karani za rozboje i kradzieże - twierdzą, że od dłuższego czasu często używają narkotyków. M. dodatkowo powiedział, że od kilku lat leczy się psychiatrycznie.
F. zeznał przed sądem, że nie pamięta, jak zginęła Dybowska. "Wsiedliśmy do pociągu w Toruniu, żeby kogoś okraść. W jednym z przedziałów spotkaliśmy samotnie jadącą dziewczyną. Okradliśmy ją w pociągu, a później wzięliśmy narkotyk LSD. Nic więcej potem nie pamiętam, a odzyskałem świadomość, jak wracaliśmy już do Torunia" - tłumaczył F.
Twierdził, że o tym, iż wyrzucił dziewczynę z pociągu dowiedział się dopiero dwa dni później. "Spotkałem M. w Toruniu i on mi powiedział, że wyrzuciłem dziewczynę z pociągu. Powiedział, że był przy tym i to widział. Mówił, że wyprowadziłem ją z przedziału do toalety, a potem wyrzuciłem. Ja tego nie pamiętam" - powiedział przed sądem.
To oświadczenie zasadniczo różni się od odczytanego podczas piątkowej rozprawy obszernego zeznania, które F. złożył 10 lipca w komendzie policji w Łowiczu. Opowiedział wtedy ze szczegółami o zbrodni oraz poinformował, że wsiadając do pociągu powiedział do M., że "jeżeli okradana osoba będzie się stawiać, to wtedy wyrzuci ją z pociągu".
"Nie mówiłem tego. Podpisałem protokół, bo kazali mi policjanci, ale nie dali mi moich zeznań do przeczytania. Wtedy też mówiłem, że nic nie pamiętam od momentu kradzieży do powrotu do Torunia" - powiedział F.
Na sali sądowej obecni byli rodzice zamordowanej dziewczyny. Jej ojciec, Jerzy Dybowski występuje w procesie, jako oskarżyciel posiłkowy. "Nasze życie stanęło w miejscu. Oni zabili nie tylko Anię, ale całą naszą rodzinę" - powiedziała matka dziewczyny, Bogusława Dybowska.
Zwłoki 21-letniej Anny Dybowskiej z Jarkowa (Zachodniopomorskie) znaleziono 2 lipca w pobliżu torów kolejowych w miejscowości Zduny koło Łowicza w woj. łódzkim. Dziewczyna wyjechała dzień wcześniej z Kołobrzegu do Warszawy, gdzie miała zdawać egzaminy na studia.
W trakcie śledztwa nie udało się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego dziewczyna nie wzywała pomocy lub w inny sposób nie próbowała się ratować. Według prokuratorów prowadzących śledztwo, była bardzo zastraszona przez bandytów i prawdopodobnie miała nadzieję, że po napadzie zostawią ją w spokoju.
Pod koniec października kołobrzeska prokuratura rejonowa umorzyła postępowanie przeciwko PKP. Rodzina Anny Dybowskiej uważała, że PKP nie dopełniły obowiązku zapewnienia ochrony osobom korzystającym z usług kolei. Po zażaleniu rodziny zamordowanej na tę decyzję, Prokuratura Okręgowa w Koszalinie uchyliła to postanowienie i zleciła kołobrzeskiej prokuraturze kontynuowanie postępowania przygotowawczego. Prokurator z Koszalina uznał, że kołobrzeskie postanowienie zostało wydane przedwcześnie, ponieważ istnieje możliwość zebrania dalszych dowodów w sprawie.
ks, pap
Czytaj też Pociąg do śmierci