Sąd Okręgowy w Warszawie będzie musiał zbadać, czy czyn Czesława Kiszczaka, który wydał w 1981 r. szyfrogram o zasadach użycia broni w pacyfikowanych kopalniach, jest zbrodnią komunistyczną - uznał w czwartek Sąd Apelacyjny w Warszawie.
"Ta kwestia umknęła uwadze sądu I instancji" - mówił sędzia Jerzy Leder. Jak wyjaśnił, dopiero wtedy apelacja oceni prawidłowość wyroku i zbada, czy można mówić o przedawnieniu sprawy.
Sąd podkreślił w wyroku, że za zbrodnię komunistyczną można uznać czyn popełniony przez funkcjonariusza państwa komunistycznego, jeśli popełniony czyn był karalny w chwili jego popełnienia.
Obrońca Kiszczaka, mec. Grzegorz Majewski, walczył o uniewinnienie swojego klienta. Złożył wniosek o umorzenie postępowania z powodu przedawnienia, które jego zdaniem nastąpiło w styczniu 2005 roku. Innego zdania byli pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych, czyli NSZZ "Solidarność" z KWK "Wujek" oraz poszkodowani w zajściach. Chcą oni, by sąd orzekł, że czyn Kiszczaka to zbrodnia komunistyczna, która przedawni się dopiero za pięć lat.
Według aktu oskarżenia, Kiszczak "sprowadził powszechne niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia ludzi", wysyłając 13 grudnia 1981 r. tajny szyfrogram do jednostek milicji, mających m.in. pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu tego dnia stanu wojennego przez władze PRL. Zdaniem prokuratury i sądu I instancji, bez żadnej podstawy prawnej Kiszczak przekazywał w nim dowódcom poszczególnych oddziałów MO swoje uprawnienia do wydania rozkazu o użyciu broni. To zaś było podstawą działań milicjantów, którzy 15 i 16 grudnia 1981 r. strzelali w kopalni "Manifest Lipcowy" (gdzie ranili 25 górników) i w "Wujku" (tam zabili dziewięciu). Kiszczak, podobnie jak milicjanci oskarżeni w Katowicach, mówi, że jest niewinny i twierdzi, że strzelano indywidualnie, w obronie własnej przed atakującymi robotnikami.
ss, pap