Chodakiewicz w sobotnim wydaniu dziennika "Fakt" przyznał, że to on wyniósł listę w listopadzie 2004 r., gdy przyjechał z Waszyngtonu na badania historyczne w archiwach IPN. "Dajcie spokój Bronisławowi Wildsteinowi! I nie czepiajcie się IPN. To ja wyniosłem z Instytutu listę nazwisk, które przewijają się w aktach komunistycznej bezpieki. I jestem gotów pójść za to za kraty" - mówi gazecie Chodakiewicz.
"Wiem sam, co zrobiłem" - skomentował informację Wildstein. "Być może prof. Chodakiewicz ze swej strony też wyniósł tę listę; nie wiem tego, to jego sprawa" - oświadczył były publicysta "Rzeczpospolitej". Dodał, że "ta licytacja jest trochę bez sensu".
Prezes IPN Leon Kieres powiedział, że teraz każdy może się do tego przyznać. Zarazem nie wykluczył, że oznacza to, iż więcej osób mogło wynieść listę z czytelni w IPN. "Proszę pamiętać, że to była jawna lista" - zastrzegł.
W piątek Kieres przeprosił w Sejmie wszystkich, którzy poczuli się dotknięci tym, że znaleźli się na "liście Wildsteina". "Panu Kieresowi wolno przepraszać każdego, ale powinna to przede wszystkim zrobić "Gazeta Wyborcza", która rozpętała histerię, pisząc o rzekomej "ubeckiej liście" - oświadczył Wildstein.
Nawiązał też do piątkowej wypowiedzi Marka Pola w sejmowej debacie nad "listą Wildsteina", który powiedział, że być może uwierzy, iż Wildstein nie miał intencji politycznych, jeśli nie zobaczy jego nazwiska na żadnej liście w nadchodzących wyborach. "Nie zamierzam kandydować w wyborach; a w dobre intencje pana Pola uwierzyłbym, gdybym zobaczył parę kilometrów autostrad więcej" - oświadczył Wildstein.
Pod koniec stycznia ujawniono, że Wildstein udostępnił dziennikarzom pochodzącą z IPN listę ponad 160 tys. nazwisk funkcjonariuszy i tajnych współpracowników służb specjalnych PRL oraz osób wytypowanych do współpracy (na liście są osoby mogące być dziś pokrzywdzonymi w myśl ustawy o IPN). Wkrótce potem lista Wildsteina znalazła się w internecie. Wiele osób, których nazwiska są na liście, nie jest pewnych, czy to o nie chodzi. Dlatego masowo składają wnioski o dostęp do akt IPN. Wniosków takich wpłynęło już ok. 6 tys. Sprawę wycieku nazwisk z archiwum IPN bada Prokuratura Okręgowa w Warszawie.
ks, pap