"Czternaście tysięcy głosów to bardzo dużo i pewna zadra pozostała. Chcę rozmawiać z ludźmi, bo miałem ograniczony bezpośredni kontakt z mieszkańcami miasta. Ten wynik jest jednak dosyć bolesny" - powiedział Matusewicz.
Dodał, że na wynik referendum oczekiwał w spokoju. "W poniedziałek szedłem jednak do urzędu z ciężkim sercem. W głowie rodzi się myśl, żeby odejść z honorem. Musi się to jednak wiązać z jakimś rozwiązaniem mojego oskarżenia. Być może taka decyzja zapadnie, ale nikt na siłę mnie do tego nie zmusi" - powiedział Matusewicz.
W magistracie prezydent pojawił się o godz. 7.30. "Zacząłem od obejrzenia strony internetowej Piotrkowa. Były tam wyniki referendum, ale znałem je już wcześniej. Później w planach mam m.in. spotkanie z zastępcami, skarbnikiem i sekretarzem miasta" - wyjaśnił Matusewicz. Dodał, że do pracy przyszedł piechotą, a po drodze sprawdził stan zasypanych śniegiem chodników.
Za czas pobytu w areszcie Matusewicz nie otrzymywał wynagrodzenia. Gdyby został uniewinniony, mógłby domagać się za to odszkodowania od Skarbu Państwa. "Teraz wreszcie mogę spokojnie zarabiać na chleb" - powiedział w poniedziałek. W czasie pobytu w areszcie prezydent przekazał swoje pełnomocnictwa dwóm urzędującym zastępcom, ale opiniował różnego rodzaju dokumenty przesyłane mu do aresztu.
Prezydent Matusewicz jest oskarżony m.in. o żądanie korzyści majątkowych w wysokości 560 tys. zł i o przyjęcie ponad 43 tys. zł łapówki. Zarzuty dotyczą lat 1999-2000, kiedy był on marszałkiem województwa. Prezydent nie przyznaje się do winy. Grozi mu kara do 10 lat więzienia.
ss, pap