Tego dnia oskarżona Janina Chim kolejny raz mówiła, że opinia biegłych jest nierzetelna. Odnosiła się też do argumentów prokuratury, która zarzuca jej nieprawidłowości w rozliczeniach finansowych FOZZ i innych firm. Oskarżeni Zbigniew Olawa i Krzysztof Komornicki także wnieśli o uniewinnienie. Mówili, że oskarżenia pod ich adresem są oparte na pomówieniach; oni również kwestionowali opinie biegłych. Tak zakończył się ten proces.
Prokuratura żąda dla b. dyrektora FOZZ Grzegorza Żemka 12 lat więzienia oraz 720 tys. zł grzywny, 7 lat i 400 tys. zł grzywny dla Chim, po 5 lat i 320 tys. zł grzywny dla Dariusza Przywieczerskiego i Olawy oraz po 3 lata i 300 tys. zł grzywny dla Irene Ebbinghaus i Komornickiego. Kary dla głównych oskarżonych sięgają górnych granic przewidzianych w kodeksie. Oskarżenie chce, by wszyscy podsądni zostali obciążeni kosztami i opłatami sądowymi, które - według wstępnych przewidywań - wyniosą co najmniej kilkaset tysięcy złotych. Pełnomocnik FOZZ w likwidacji wniósł o naprawienie szkody, czyli zwrot Funduszowi ponad 60 mln zł.
Obrona i sami oskarżeni walczą o uniewinnienie lub co najmniej umorzenie sprawy z uwagi na przedawnienie karalności niektórych zarzutów. Adwokaci twierdzili, że działalność FOZZ to eksperyment ekonomiczny, dzięki któremu udało się skupić część długu zagranicznego PRL. Mówili, że działalność ta przyniosła zyski, a nie straty, choć zarazem przekonywali, że Żemek - jako współpracujący z tajnymi służbami - wykonywał ich polecenia, był wręcz przez te służby ubezwłasnowolniony.
Wyrok będzie ogłoszony po 14 latach od wykrycia przez Najwyższą Izbę Kontroli afery w FOZZ. Warszawska prokuratura wojewódzka rozpoczęła śledztwo w sprawie FOZZ w maju 1991 r. Akt oskarżenia przekazała do Sądu Wojewódzkiego w lutym 1993 r. We wrześniu tego samego roku sąd odesłał sprawę prokuraturze do uzupełnienia. Ponowny akt oskarżenia trafił do sądu w styczniu 1998 r. Proces formalnie rozpoczął się w grudniu 2000 r. Rok później przerwano go, gdy prowadząca proces Barbara Piwnik została ministrem sprawiedliwości. Ponowny proces - pod przewodnictwem Andrzeja Kryże - ruszył we wrześniu 2002 r.
Geneza Funduszu to ustawa o FOZZ uchwalona w 1989 r., w okresie obrad Okrągłego Stołu. Twórcy ustawy - minister finansów Andrzej Wróblewski i wiceminister Janusz Sawicki - wypierają się, według prokuratury, inicjatywy jej uchwalenia, zespół doradców sejmowych też był przeciwko, mimo to ustawa powstała.
Prokuratura uznała, że rada nadzorcza FOZZ zaniechała swych obowiązków, niewłaściwie nadzorując Fundusz, co pozwoliło Żemkowi i Chim dysponować ogromnymi środkami bez żadnej kontroli. W skład rady wchodzili w różnych okresach Sawicki (początkowo oskarżony w tej sprawie, postępowanie wobec niego jednak umorzono), b. wiceprezes NBP Grzegorz Wójtowicz, pracownik Ministerstwa Finansów Jan Boniuk, a także ówczesny naukowiec ze Szkoły Głównej Planowania i Statystyki Dariusz Rosati oraz prof. Zdzisław Sadowski, później też wiceminister finansów Wojciech Misiąg oraz prof. Jan Wołoszyn i Sławomir Marczuk. Ściganie tych osób dziś nie jest już możliwe, bo minął termin przedawnienia.
W dokumentacji finansowej i księgowej FOZZ panował chaos, były też istotne braki dokumentów - kontrolerzy NIK mówili, że wyglądało to "jak po pożarze" - zaznaczyła prokuratura.
"Nie czuję się winny. Otrzymałem określone zadanie od państwowych instytucji. Cały czas twierdzę, że wykonałem to zadanie dobrze" - odpowiadał Żemek. Janina Chim powiedziała, że spodziewa się wyroku skazującego "i to wysokiego". "Po to jest sprawa FOZZ, po to mają paść głowy, żeby faktycznych sprawców różnych przedsięwzięć finansowych ukryć" - oceniła.
Końcówka procesu to kwestie formalne, które z czasem przerodziły się w ostry spór między sądem a adwokaturą. Chim, która nie stawiła się na jedną z rozpraw, a później próbowała to usprawiedliwić poddawanym w wątpliwość zaświadczeniem lekarskim, została aresztowana. Wtedy oskarżona zrezygnowała z usług swych adwokatów - mec. Jacka Brydaka i Marcina Ziębińskiego. Mogło to zahamować proces na długie miesiące. Sąd znalazł jednak wyjście - ustanowił Brydaka i Ziębińskiego obrońcami z urzędu. Ta decyzja była przez adwokatów kwestionowana, a oni sami nie przyszli na kolejną rozprawę. W tej sytuacji sąd zażądał wszczęcia wobec nich postępowań dyscyplinarnych, które prowadzi Okręgowa Rada Adwokacka w Krakowie.
Ostatecznie udało się proces zakończyć, choć nadal nie zniknęło ciążące nad nim widmo przedawnienia - liczy się bowiem termin wydania prawomocnego wyroku, a już wiadomo, że będą apelacje.
ss, pap