Jak zaznaczył Kwaśniewski, w Moskwie nie odbędzie się spotkanie prezydentów, tylko uroczystość związana z zakończeniem II wojny światowej i zwycięstwem nad faszyzmem. "Ja chcę tam być jako reprezentant Rzeczpospolitej Polskiej - kraju, który w czasie II wojny światowej walczył na wszystkich frontach i wystawił czwartą co do wielkości armię" - podkreślił prezydent. "Mamy szczególny tytuł, by być na uroczystościach w Moskwie, dlatego że polscy żołnierze i Polska mają swoje historyczne miejsce" - dodał.
Kwaśniewski powiedział też, że po informacjach "Rzeczpospolitej" poprosił ministra spraw zagranicznych o konsultacje z partnerami w Unii Europejskiej i NATO.
"Spotkanie z tymi osobami to nie jest problem prezydenta Polski. Tak samo jest to problem prezydenta Francji, premiera Wielkiej Brytanii i innych członków Unii Europejskiej" - zaznaczył Kwaśniewski. Dodał, że obecność Kim Dzong Ila to "bardziej problem Stanów Zjednoczonych niż kogokolwiek innego".
"Oczekuję opinii, jak oni widzą tę sprawę. Będziemy rozmawiać, konsultować, ale nie można zamazać podstawowego celu (tej uroczystości), jakim jest uczczenie tych, którzy walczyli na frontach II wojny światowej, którzy doprowadzili do zwycięstwa nad faszyzmem, oddanie hołdu tym, którzy polegli, i przypomnienie, że również Polska miała w tym swój bardzo istotny udział" - dodał.
Komentując podane przez "Rz" informacje, że może się tak zdarzyć, iż Kwaśniewski będzie stał obok przywódcy Korei Płn., prezydent powiedział, że w tej sprawie obowiązuje protokół dyplomatyczny, który stanowi, że prezydenci są ustawiani w zależności od długości urzędowania. Kim Dzong Il jest głową państwa od 1998 r., Nijazow od 1990 r., a Łukaszenka od 1994 r. Kwaśniewski został prezydentem w 1995 r.
"Nie wydaje mi się, by w Moskwie można było przyjąć inny sposób, choć niespodzianki mogą być rozliczne, trzeba się z tym liczyć" - zaznaczył. Powiedział również, że było już kilka różnych uroczystości, które gromadziły bardzo różnych ludzi, często z krajów nie utrzymujących ze sobą relacji dyplomatycznych - ostatnio choćby w Watykanie podczas pogrzebu Jana Pawła II. "Trudno znaleźć formułę, która byłaby całkowicie niekontrowersyjna - trzeba się skupić na celu spotkania, a nie na osobach, które przyjeżdżają" - oświadczył Kwaśniewski.
Pytany, czy w Moskwie zamierza wygłosić oświadczenie na temat Jałty, Kwaśniewski powiedział: "Jestem przekonany, że będzie co najmniej kilka okoliczności, żeby polski prezydent miał okazję wypowiedzieć się na temat naszego rozumienia prawdy historycznej, oceny historii i tego, jak widzimy koniec II wojny i jej polityczne skutki".
Decyzja prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego o wyjeździe na obchody zakończenia II wojny światowej do Moskwy obarczona jest dużym ryzykiem politycznym - uważa b. minister obrony narodowej Bronisław Komorowski (PO). Zdaniem obecnego szefa resortu obrony Jerzego Szmajdzińskiego, jeśli Polska chce być współkreatorem europejskiej polityki wschodniej, to nie powinna się eliminować z takiego wydarzenia.
Komorowski i Szmajdziński, którzy byli gośćmi środowego programu "Prosto w oczy" w TVP1, popierają decyzję Kwaśniewskiego, żeby przeprowadzić konsultacje w tej sprawie z partnerami z UE i NATO.
Zdaniem polityka PO, Kwaśniewski powinien starać się oddziaływać na sojuszników w Europie, także na USA, i zachęcać "albo do wymuszenia na Rosjanach niezaproszenia tych trzech panów, albo do solidarnej demonstracji".
Komorowski uważa, że zaproszenie przez Rosję tych trzech przywódców to kłopot Polski. "Rosja robi te uroczystości nie pod hasłem zakończenia wojny światowej, tylko pod hasłem zakończenia wielkiej wojny ojczyźnianej i nie uznaje potrzeby dostrzegania tego, co się działo przez 1941 rokiem - paktu Ribbentrop-Mołotow, agresji rosyjskiej na Polskę" - dodał. Dlatego - jak ocenił - ta wizyta staje się wizytą coraz większego ryzyka politycznego dla polskiego prezydenta.
Polityk PO podkreślił również, że trzeba sprawdzić, czy informacje podane przez dziennik to prawda. Jak dodał, "być może pojawia się okoliczność sprzyjająca wymuszeniu na Moskwie, by jednak nie zaproszono" przywódcy Korei Płn., prezydenta Białorusi i przywódcy Turkmenistanu.
Zdaniem Szmajdzińskiego, prezydent jeszcze ostatecznej decyzji nie podjął. "Słusznie zwrócił on uwagę na potrzebę zachowania podobnego jak przywódcy państw UE i NATO, więc poczekajmy na te konsultacje i reakcje" - dodał.
Według ministra, Polska nie powinna być krajem antyrosyjskim. "Powinniśmy wykazać wiele cierpliwości i dobrej woli, ale - jak dodał - oczywiście jest granica, której nie można przekroczyć".
"Polska już jest przy granicy, przyciśnięta do muru" - odparł na to Komorowski. "Rosjanie świadomie prowadzą grę na pokazanie nas jako zacietrzewionych antyrosyjsko i są skłonni dodać kolejne wydarzenia, które nas postawią w jeszcze trudniejszej sytuacji" - uważa.
Dodał, że prezydent zanadto pośpieszył się z deklaracją. "Teraz można próbować zrobić publiczne wydarzenie w Moskwie, które by przypomniało nie tylko rolę Rosji i Stalina w zakończeniu wojny, ale także w jej rozpętaniu" - przekonywał. Sam przyznał jednak, że byłby to w Moskwie "prawdopodobnie pisk myszy".
W lutym na stronie internetowej rosyjskiego MSZ opublikowano budzące kontrowersje oświadczenie, w którym oceniono, że w Polsce i innych krajach podejmowane są próby "wypaczania" wyników konferencji w Jałcie. Dyplomacja Rosji utrzymuje, że to właśnie podczas spotkania w lutym 1945 r. przywódców głównych państw koalicji antyhitlerowskiej potwierdzono "pragnienie, by Polska była silna, wolna, niezawisła i demokratyczna", a w wyniku uregulowań jałtańsko-poczdamskich Polska zyskała istotne powiększenie terytorium na północy i zachodzie.
ks, pap