Pragnąc, aby proces odbył się "w spokoju i skupieniu", Niezabitowska wniosła o jego utajnienie. Sąd się do tego przychylił, zgodnie z prawem.
Proces odroczono do 9 czerwca, kiedy Niezabitowska ma kontynuować rozpoczęte w piątek wyjaśnienia. 10 czerwca zaś ma zeznawać pierwszy świadek - por. SB Robert Grzelak, który miał być tzw. oficerem prowadzącym.
Zastępca Rzecznika Andrzej Ryński ujawnił, że złożył wnioski o przesłuchanie czterech oficerów SB z tej sprawy. Pytany, jak ocenia, że to oni mogą przesądzić jej rozstrzygnięcie, odparł: "Nie wiemy, jakie relacje oni złożą". Nie chciał ujawnić, czy Rzecznik ma już stanowisko w sprawie Niezabitowskiej.
"To jest, niestety, kpina historii, że często oficerowie SB będą stanowili o tym, czy ktoś mówi prawdę" - powiedział dziennikarzom jeden z obrońców mec. Marek Małecki. Dodał, że w sprawie "jest też dokumentacja, ale często jest niewystarczająca, często jest niewiarygodna". Nie wykluczył, że po wyjaśnieniach Niezabitowskiej i zeznaniach oficerów sprawa byłaby odtajniona. Według innego obrońcy Jana Ciećwierza, "to przede wszystkim esbecy powinni być lustrowani, a nie ci biedni ludzie, których poniewierali, których łamali".
Sama Niezabitowska nie udzielała żadnych wypowiedzi.
Przed rozprawą mec. Małecki, rozdał dziennikarzom oświadczenie, w którym Niezabitowska pisze: "Sprawa materiałów wytworzonych na mnie przez SB została, na samym początku, upubliczniona w sposób sprzeczny z zasadami państwa prawa - bez możliwości obrony z mojej strony. Toteż teraz pragnę, aby mój proces, który mi te prawa gwarantuje, odbył się w spokoju i w skupieniu, bez żadnych wpływów z jakiejkolwiek strony. Dlatego zwróciłam się do sądu o zastosowanie trybu niejawnego. Jestem przekonana, że ten tryb najlepiej zagwarantuje wyjaśnienie wszelkich okoliczności i doprowadzi do wydania sprawiedliwego wyroku".
Wydział prasowy IPN w reakcji wydał oświadczenie, w którym przypomniano, że w artykule "Rzeczpospolitej" z 18-19 grudnia 2004 r. sama Niezabitowska zwróciła się do prezesa IPN o odtajnienie jej teczki, "jeśli znajduje się w archiwach zastrzeżonych, tak aby mogli się z nią zapoznać bezstronni badacze". "Informujemy, że materiał ten w postaci mikrofilmu był jawny, a IPN zachował przy jego udostępnianiu wszelkie procedury" - napisał IPN. Dodano, że IPN nie ma wiedzy, w jaki sposób Niezabitowska dowiedziała się 13 grudnia 2004 r., że w IPN "odnalazła się" jej teczka.
W grudniu 2004 r. Niezabitowska ujawniła w "Rzeczpospolitej", że z jej akt w IPN ma wynikać, iż na początku lat 80. była agentem; zaprzeczyła, by nim była i zaapelowała o ujawnienie tych materiałów. Potem działacz opozycji z lat 80. Krzysztof Wyszkowski oświadczył, że była ona agentem o pseudonimie Nowak. Według niego, postanowiła ona upublicznić sprawę, gdy dowiedziała się, że Wyszkowski ma poznać dane tego agenta. Agent o tym pseudonimie występuje w aktach udostępnionych Wyszkowskiemu przez IPN.
W grudniu 2004 r. szef Instytutu prof. Leon Kieres udostępniał akta sprawy dziennikarzom, którzy złożyli wniosek o dostęp do nich. Powołał się na artykuł ustawy o IPN, który pozwala na taki dostęp m.in. w celach publicystycznych. "My to interpretujemy tak, że daje on prawo dostępu do akt dziennikarzom, choć minister Ewa Kulesza ma inne zdanie; jest tu spór" - powiedział PAP Jan Ciechanowski. Kulesza, generalny inspektor ochrony danych osobowych, uważa, że IPN rozszerzająco interpretuje prawo w tym zakresie.
W IPN zachował się mikrofilm materiałów SB o Niezabitowskiej oraz ich kopia. Oryginały zniszczono w styczniu 1990 r., ale brak protokołu zniszczenia. W zachowanych aktach - które w grudniu 2004 udostępnił dziennikarzom szef Instytutu prof. Leon Kieres - nie ma ani typowego zobowiązania do współpracy, ani pokwitowań odbioru pieniędzy; nie ma także własnoręcznie pisanych meldunków. Jest zaś m.in. dokument o okolicznościach pozyskania Niezabitowskiej do współpracy z 15 i 16 grudnia 1981 r. oraz notatki Grzelaka z kilkunastu spotkań z nią. Według kartoteki SB, współpraca została podjęta 15 grudnia 1981 r. Postanowienie o rozwiązaniu współpracy z "Nowakiem" ma datę 4 grudnia 1985 r.
Po upublicznieniu zawartości jej teczki przez media Niezabitowska mówiła, że w grudniu 1981 r. "pogubiła się w sytuacji"; była sama, z małym dzieckiem i chorym ojcem, którym chciała się opiekować, a SB przetrzymywała ją przez wiele godzin. Mikrofilmy i kserokopie uznała za niewiarygodne, łatwe do fałszowania. Wystąpiła do IPN o uznanie jej za pokrzywdzoną (pokrzywdzony ma prawo dostępu do gromadzonych na niego przez służby PRL materiałów w IPN; agent nie ma tego prawa - PAP).
W styczniu 2005 r. IPN odmówił uznania Niezabitowskiej za pokrzywdzoną. Nie odwołała się ona do sądu administracyjnego od tej decyzji, złożyła zaś wniosek o autolustrację.
Niezabitowska twierdzi, że jej teczkę w lipcu 1990 r. zabrał, odchodząc z resortu, szef MSW gen. Czesław Kiszczak, czemu ten zaprzeczył. Prokuratura odmówiła jednak śledztwa w tej sprawie, uzasadniając to przedawnieniem karalności tego czynu.
ss, pap