Policyjne rozgrywki (aktl.)

Policyjne rozgrywki (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Odwołanie komendanta wojewódzkiego policji w Łodzi Janusza Tkaczyka, naczelnika zarządu CBŚ w Olsztynie Jana Markowskiego - to konsekwencje oświadczenia "Gazety Wyborczej", że jej artykuł o współpracy policjantów z gangsterami był nieprawdziwy.
Informatorem "GW" w tej sprawie miał być Tkaczyk.

"GW" przeprosiła w piątkowym wydaniu policję, komendanta głównego i opinię publiczną. Wyjaśniła, że "padła ofiarą umyślnej dezinformacji, którą prawdopodobnie zaplanował szef zarządu CBŚ w  Olsztynie Jan Markowski". Gazeta ujawniła, że informacje o aferze przekazał jej komendant wojewódzki policji w Łodzi insp. Janusz Tkaczyk. Ten w wywiadzie dla gazety powiedział, że informacje o  aferze miał od Markowskiego. W piątek wieczorem Tkaczyk podtrzymał w rozmowie z PAP, że nie kłamie.

Reakcja resortu spraw wewnętrznych i policji nastąpiła już wczesnym popołudniem. Na konferencji prasowej minister spraw wewnętrznych i administracji Ryszard Kalisz ogłosił, że odwołuje Tkaczyka, a komendant główny policji Leszek Szreder oznajmił, że  zwalnia Markowskiego.

Sam Markowski zaprzecza, by przez ponad półtora miesiąca na  bieżąco informował łódzkiego komendanta o prowadzonym przez siebie śledztwie w sprawie policjantów współpracujących z gangsterami -  jak twierdzi Tkaczyk. Powiedział, że olsztyńskie CBŚ nie prowadziło żadnych czynności w sprawie opisanej przez "GW", a on sam nie kontaktował się w tej sprawie z  Tkaczykiem.

Tkaczyka zaatakowało też prezydium zarządu głównego NSZZ Policjantów, które uważa, żeTkaczyk to "inspirator największego od kilku lat skandalu w policji, który w  celu osobistej korzyści dopuścił się czynów niegodnych policjanta". Związkowcy uważają, że działał on "nie tylko sam, lecz nakłaniał także do podobnego zachowania innych policjantów, którzy udostępnili mu niesprawdzone informacje, które następnie przekazał do mediów, wprowadzając w błąd premiera rządu RP, wojewodę łódzkiego oraz opinię publiczną". Autorzy oświadczenia krytykują w nim postawę Tkaczyka; nie wspominają natomiast o  odwołanym także w piątek szefie CBŚ z Olsztyna Janie Markowskim.

Tkaczyk w piątek wieczorem oświadczył, że ma dowody na to, że nie kłamie i jest w stanie to udowodnić. "Oczywiście jestem otwarty dla prokuratury. Chciałbym nawet, żeby ta sprawa była wyjaśniania przed prokuratorem, jako organem niezależnym" - powiedział. Przypomniał, że zanim ukazała się informacja prasowa, rozmawiał z prokuratorem, prosząc go o  zbadanie też tej sprawy. "Kretynem chyba bym musiał być, żebym coś tam zmyślał czy wymyślał" - powiedział.

Ponieważ poniedziałkowy artykuł "GW" okazał się w dużej mierze fikcją, pojawiły się pytania, czy słusznie premier Marek Belka zdymisjonował w środę wiceministra SWiA ds. policji Andrzeja Brachmańskiego. Kierownictwo SLD wystosowało do premiera apel, w  którym domaga się od Belki wycofania z tej decyzji. Pytany o tę sprawę minister Kalisz powiedział, że nie brał udziału w redagowaniu apelu, a tego typu decyzje leżą w kompetencji premiera.

Sam Brachmański uważa, że "GW", "sprzedając" swoich informatorów, "zeszła poniżej wszelkiej krytyki" oraz że nie ma prawa do  mówienia, że padła ofiarą prowokacji, bowiem jej dziennikarze, przygotowując materiał, "nie dopełnili zasad rzetelności". "O  czymś takim dotychczas nie słyszałem, stała się rzecz niewyobrażalna. W podobnych sytuacjach dziennikarze, redaktorzy odchodzą z pracy, ale nie ujawniają nazwisk swoich informatorów" -  powiedział Brachmański.

Dymisja wiceministra Brachmańskiego nie miała związku z  publikacją w "Gazecie Wyborczej", ale "z nagromadzeniem bulwersujących sygnałów o groźnych zjawiskach w policji" -  oświadczył rzecznik rządu Dariusz Jadowski. Dodał, że tak tę sprawę od początku stawiał premier Marek Belka.

Podobną opinię wyraził zastępca redaktora naczelnego "GW" Piotr Pacewicz. "On (Brachmański) padł ofiarą tego, do jakiego stanu została doprowadzona policja w ogóle, w wyniku innych afer" -  argumentował Pacewicz. Odpowiadając na zarzut "sprzedania" informatorów, Pacewicz zaznaczył, że "ochrona źródeł, informatorów obowiązuje", ale  zarazem dodał: "Dlaczego ujawniamy te dwa źródła - tych dwóch panów? Dlatego, że oni nie byli informatorami, tylko dezinformatorami". Pacewicz zastrzegł, że nazwisko Tkaczyka gazeta ujawniła w porozumieniu z nim.

Zastępca prokuratora generalnego Kazimierz Olejnik potwierdził, że w ubiegłym tygodniu, w czwartek, spotkał się z  Tkaczykiem, a ten przekazał mu informacje o policjantach rzekomo współpracujących z gangsterami. Olejnik powiedział, że natychmiast polecił to sprawdzić i już w miniony piątek wiedział, że o takiej sprawie w Prokuraturze Krajowej nie ma informacji, sprawdzone zostały też pozostałe podległe jej prokuratury.

ks, em, ss, pap