W grudniu ub. roku, po przesłuchaniu w rzeszowskiej prokuraturze w charakterze świadka, Mielcarek powiedział, że Kurczukowi nie spodobały się dwa teksty, które ukazały się w "Dzienniku Wschodnim". Jeden z nich, zatytułowany "Pałacyk dla barona", dotyczył rozbudowy siedziby SLD w Lublinie, a drugi - "Karząca ręka SLD" - nienajlepszych stosunków między tamtejszym SLD i SdPl.
Decyzję o umorzeniu sprawy tłumienia krytyki prokuratura podjęła po zapoznaniu się z nagraniem na kasecie magnetofonowej rozmowy Mielcarka z Kurczukiem. Jak podkresliła rzeczniczka, kaseta była jednym z dowodów w sprawie. Oprócz niej, prokuratura dysponowała także m.in. zeznaniami świadków, w tym przedstawicieli lubelskiego SLD, oraz redaktora naczelnego lubelskiej gazety i jednej z dziennikarek - Katarzyny Pasiecznej, autorki tekstów, które zdenerwowały Kurczuka, i adresatki anonimowych gróźb.
W sprawie gróźb kierowanych do dziennikarki śledztwo zostało umorzone, ponieważ nie ustalono sprawców. "Śledztwo nie doprowadziło do ustalenia sprawców przestępstwa (...), którzy kierowali wobec dziennikarki +Dziennika Wschodniego+ groźby, zmierzające do rezygnacji z opublikowania materiałów prasowych krytycznych wobec lubelskiego oddziału SLD" - poinformowała Kosior.
Sprawę pod koniec października ubiegłego roku nagłośniły media. Kurczuk mówił wówczas, że nie groził gazecie, a Mielcarek - według niego - źle zinterpretował jego słowa. Cała sprawę nazwał "wyjątkowo ordynarną prowokacją".
W zapisie rozmowy Mielcarka z Kurczukiem, opublikowanej później w "DzW", Kurczuk mówi m.in.: "dokładajcie nawet i SLD, ale na litość boską nie kłamcie. Bo jeśli tak, to, proszę tego nie odczytać jako szantaż... ja naprawdę nie muszę czytać pańskich gazet, ale powiem też moim przyjaciołom z biznesu, żeby się u was nie ogłaszali. Niech pójdą do konkurencji (...) ja tego na razie nie zrobię, ale no wie pan w jakiej ja jestem determinacji". Zdaniem Kurczuka, dziennikarze nie poparli swoich zarzutów dowodami i doszło z ich strony "do bardzo poważnego nadużycia prawa". Kurczuk dopatrywał się w działaniu Mielcarka inspiracji politycznych. - Mielcarek nagrywając po kryjomu rozmowę ze mną działał na polityczne zamówienie. "Mam prawo nie kupować nieobiektywnej gazety i ostrzec przed nią innych" - bronił się, kiedy sprawa wyszła na jaw.
Mielcarek z kolei - jak powiedział - przyjął słowa Kurczuka o zablokowaniu reklam i wezwaniu do nieczytania "Dziennika Wschodniego" jako groźby. "Potraktowałem groźby Kurczuka serio. To przecież bardzo wpływowy polityk" - mówił.
Czynności sprawdzające w tej sprawie rozpoczęła Prokuratura Okręgowa w Lublinie, ale pod koniec października ubiegłego roku zwróciła się do prokuratury apelacyjnej o jej przeniesienie. Uzasadnieniem była chęć uniknięcia ewentualnych zarzutów o brak obiektywizmu przy prowadzeniu postępowania. Rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie Cezary Maj powiedział wówczas, że może zajść potrzeba przesłuchania w tej sprawie jako świadka prokuratora apelacyjnego w Lublinie i w związku z tym sprawy nie powinien prowadzić podległy mu prokurator. Decyzją Prokuratora Generalnego sprawa trafiła więc do Rzeszowa.
Grzegorz Kurczuk jest posłem na Sejm z lubelskiego okręgu, szefem SLD w regionie, byłym ministrem sprawiedliwości w rządzie Leszka Millera.
em, pap
Czytaj też: