"Pogoda jest bardzo zła. Widzialność praktycznie zerowa. Tam nie da się fizycznie przebywać" - powiedział Boris Tiłow, jeden z najbardziej doświadczonych ratowników wysokogórskich w Rosji, szef Stacji Ratownictwa w Terskole, u podnóża gór. "Dalsze prace na lodowcu nie mają już sensu. Tych zwałów lodu usunąć się nie da" - przyznał.
Jednocześnie zadeklarował: "Jeśli ktoś chce się przekonać, czy można jeszcze coś zrobić, to moi ratownicy gotowi są pomóc". Po pięciu dniach akcji ratowniczej w ekstremalnych warunkach pogodowych rosyjskim ratownikom udało się wyciągnąć ze szczeliny plecak i prawdopodobnie dokumenty ofiar. Do 25-metrowej szczeliny obsunęły się 3 dni temu zwały lodu, które ratownicy próbowali usunąć. Akcję prowadzili w fatalnych warunkach pogodowych: z gór spadały lawiny kamienie, wiał silny wiatr, a lodowiec był w ruchu.
Na miejsce wypadku pojechali ojciec 28-letniej Marty R. z Warszawy oraz brat 30-letniego Mirosława S. z Sokołowa Podlaskiego. Towarzyszą im dwaj ratownicy z Polski, ale nie wiadomo czy w tych warunkach podejmą jakiekolwiek działania. Rosjanie uważają, że nasi alpiniści już nie żyją. Głębokość szczeliny, która przed obsunięciem się lodu wynosiła około 25 m, zmniejszyła się do 7-10 m. Usunięcie takiej, wielotonowej masy lodu jest niemożliwe.
Miejsce wypadku wskazali koledzy uwięzionych. Krzysztofowi B. i Marcinowi Sz. udało się wydostać się z lodowej pułapki i zaalarmować służby ratownicze. Rosyjscy ratownicy ustalili, że w szczelinie utworzyła się pokrywa lodowa o grubości 5-15 metrów.
Przybyła na miejsce wypadku ekipa ratowników była świadkiem obsunięcia się potężnego karnisza lodowego do szczeliny. Wcześniej dwóm ukraińskim alpinistom udało się nawiązać kontakt głosowy z Martą R. i Mirosławem S.
ika, pap