Ponadto - zdaniem Nałęcza - poprzez przekazanie mediom informacji o tym, że odmówił prokuratorowi ujawnienia tych danych Miodowicz bezprawnie rozpowszechnił wiadomość ze śledztwa bez zezwolenia prokuratury. Według rzecznika Cimoszewicza, w ten sposób poseł PO również dopuścił się przestępstwa.
Nałęcz powiedział dziennikarzom, że wnosi o wszczęcie i przeprowadzenie energicznych czynności procesowych zmierzających do ustalenia, czy Miodowicz dopuścił się wyżej wymienionych przestępstw.
Sejmowa komisja śledcza ds. PKN Orlen wydała z kolei w środę komunikat, w którym podkreślono, że działania prowadzone przez wicemarszałka Sejmu i jednocześnie rzecznika sztabu wyborczego Włodzimierza Cimoszewicza Tomasza Nałęcza to "niedopuszczalna i cyniczna próba zdyskredytowania jej działalności". Komisja żąda zaprzestania tych działań.
Przewodniczący komisji Andrzej Aumiller (Samoobrona) uważa, że wobec atakowania komisji przez wicemarszałka, komunikat komisji to "łagodna odpowiedź".
W wielu wypowiedziach Nałęcz określał komisję jako "komisję ds. zwalczania Cimoszewicza".
"Komisja zauważa z niepokojem, że (próba dyskredytowania) dzieje się w chwili finalizowania prac komisji. Nie sposób odnieść wrażenia, że działania wicemarszałka Nałęcza zmierzają do zdezawuowania ważnego dokumentu", jakim ma być sprawozdanie komisji - napisali posłowie.
Komisja wyraziła też nadzieję, że to, co robi Tomasz Nałęcz, dzieje się bez udziału Cimoszewicza.
W odpowiedzi na pytania Nałęcza o powody skontaktowania b. asystentki społecznej Cimoszewicza Anny Jaruckiej z komisją przez Konstantego Miodowicza (PO), posłowie podkreślili, że spełnił on swój obowiązek spotykając się z osobą "dysponującą informacjami, których komisji nie wolno było zlekceważyć". "Nie uchybił prawu, a decyzja, by przesłuchać Jarucką, została podjęta przez komisję" - czytamy w komunikacie.
em, pap