Z jego relacji wynika, że z Jarucką skontaktował go jego lekarz, któremu zwierzyła się ze sprawy. To także znajomy Brochwicza. "W całej tej historii nie ma cienia prowokacji, jak twierdzą niektórzy. Jarucka przyszła do mojej kancelarii 9 sierpnia. Nigdy wcześniej jej nie widziałem. Opowiedziała mi o podmianie oświadczenia Cimoszewicza i poprosiła o kontakt z kimś z komisji śledczej. Znam tylko posła Miodowicza, więc zwróciłem się do niego" - opowiada gazecie Brochwicz.
Prawnik nie weryfikował informacji Jaruckiej. Jego zdaniem sprawiała wrażenie wiarygodnej. "Uznałem, że nie mam prawa odesłać jej z kwitkiem" - powiedział.
11 sierpnia w jego kancelarii odbyło się spotkanie Jaruckich z Miodowiczem. Powstało oświadczenie, które potem przekazała komisji - pisze "Rzeczpospolita".
Po tej informacji rzecznik kandydata na prezydenta Włodzimierza Cimoszewicza Tomasz Nałęcz ponowił atak na jego rywala z Platformy Obywatelskiej Donalda Tuska. Oświadczył, że sprawa Anny Jaruckiej, w której pojawiło się nazwisko b. wicemistra MSWiA Wojciecha Brochwicza, jest "prowokacją". "Wiele wskazuje na to, że ta prowokacja wykonana rękami Anny Jaruckiej jest działaniem ludzi Platformy Obywatelskiej. W sposób oczywisty z tej prowokacji korzysta Donald Tusk, bo przejściowo udało się bardzo skutecznie podważyć zaufanie społeczne do Włodzimierza Cimoszewicza. Wykonali to oficerowie służb specjalnych z jego (Tuska) najbliższego otoczenia" - powiedział.
Zdaniem Nałęcza, ujawnienie nazwiska Brochwicza oznacza "kolejne ogniwo w tym fałszerstwie wymierzonym w Cimoszewicza i w tej prowokacji, która zmierzała do pozbawienia go zaufania publicznego".
"Mamy do czynienia już z drugim oficerem służb specjalnych (po Miodowiczu), najwyżej kwalifikowanym, dla którego rutynową czynnością powinno być demaskowanie takiej prowokacji jak pani Jaruckiej - uważa Nałęcz. - I oto dwóch najwyższej klasy specjalistów nie demaskuje takiej osoby, tylko przyprowadza ją do komisji śledczej i jej rękami dokonuje się to fałszerstwo i ta prowokacja".
"Uważam, że to musi być bezwzględnie wyjaśnione. Donald Tusk nie może uchylać się od wyjaśnienia tego, musi bezwzględnie wypowiedzieć się w tej sprawie. Już druga osoba z jego najbliższego otoczenia jest uwikłana w tę sprawę" - powiedział.
"Mam nadzieję, że ludzie, widząc to fałszerstwo, tę prowokację, okażą na nowo zaufanie Cimoszewiczowi i zobaczą w nim gwaranta takiej polityki, w której takie fałszerstwa nie będą możliwe" - oznajmił Nałęcz.
Słowo "prowokacja" jest tu nadużyciem - uważa Brochwicz. "Przecież kontaktując Annę Jarucką z członkami komisji orlenowskiej przyczyniłem się do wyjścia na światło dzienne pewnych nieścisłości czy też nieprawdziwych twierdzeń marszałka Cimoszewicza" - powiedział. Jak dodał, "budowanie teorii o spisku ludzi Platformy Obywatelskiej, żeby odwrócić uwagę od przekrętów SLD-owskiego kandydata na prezydenta jest nieetyczne i nie przystoi szanującym się politykom".
Brochwicz zaznaczył, że nie uważa się za osobę wpływową w PO; że nie jest człowiekiem bardzo bliskim jej liderowi, Donaldowi Tuskowi; oraz że Tuska w ogóle nie zna osobiście. "Nie znam osobiście żadnego z obecnych kandydatów na prezydenta" - powiedział. Dodał, że do PO "zapisał się niedawno, w tym roku". "PO czasami zwraca się do mnie o porady prawne, to wszystko" - zaznaczył.
Także lider PO i kandydat na prezydenta Donald Tusk nie zamierza komentować - jak to określił - "nerwowych wypowiedzi" rzecznika Włodzimierza Cimoszewicza. "Jest mi tylko przykro, że pan Nałęcz nie potrafi dzisiaj powiedzieć nic pozytywnego o swoim kandydacie i koncentruje się na atakowaniu konkurentów, którzy cieszą się dziś publicznym zaufaniem" - powiedział.
Tusk wyjaśnił, że Brochwicz nie jest jego doradcą, ani nie uczestniczy w jego kampanii prezydenckiej. Na pytanie, czy Brochwicz w jakikolwiek sposób jest związany z Platformą Obywatelską odpowiedział: "To jest przecież łatwe do sprawdzenia". Tusk nie zmartwił się sobotnimi doniesieniami "Gazety Wyborczej" o deklaracji ojca Tadeusza Rydzyka na falach Radia Maryja, że w wyborach prezydenckich poprze Lecha Kaczyńskiego. "Nie sądzę, aby poparcie ojca Rydzyka miało istotne znaczenie dla Platformy. Nie spodziewałem się poparcia ze strony ojca Rydzyka. Każdy zdobywa poparcie takich ludzi i środowisk, na jakie zasługuje" - powiedział szef PO.
em, pap