Na liście - jak twierdzili politycy RP - ma być blisko 600 polityków, sędziów, adwokatów oraz wysokich urzędników państwowych, których nazwiska znalazły się w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej z zaznaczeniem, że mogły one współpracować ze Służbą Bezpieczeństwa, ale brak jest konkretnych dowodów dla sądu, potwierdzających te podejrzenia.
Tymczasem środowe "Życie Warszawy" napisało, że ma spis parlamentarzystów sporządzony przez byłego rzecznika interesu publicznego Nizieńskiego. Na liście znajduje się 30 nazwisk obecnych posłów i senatorów z niemal wszystkich partii i kół poselskich, między innymi z LPR, PO, Samoobrony. Nie ma na niej jedynie polityków z PiS-u i Ruchu Patriotycznego. - To nie jest lista agentów - podkreślają rozmówcy "ŻW" z Biura RIP.
Oprócz nazwisk znalazły się na niej dodatkowe dane zawierające m.in. informacje, która służba specjalna PRL zarejestrowała daną osobę. Te informacje usunięto kilka miesięcy temu z komputerów w Biurze RIP, zostawiając tylko nazwiska.
Politycy prawicy są bardzo zgodni - lista powinna być ujawniona. - Dotyczy ona bowiem osób piastujących publiczne funkcje - mówi "ŻW" Kazimierz Ujazdowski (PiS), wicemarszałek Sejmu. W podobnym tonie wypowiadają się też politycy PO. - Im mniej tajemnic lustracyjnych, tym lepiej - uważa Grzegorz Schetyna, sekretarz generalny Platformy. Roman Giertych (LPR) chciałby zajrzeć do listy. - Jeśli są tam nazwiska polityków naszej partii, chciałbym to wiedzieć - mówi lider LPR.
em, pap