Premier Marek Belka złożył podczas pierwszego posiedzenia nowego Sejmu dymisję swego rządu. Prezydent Aleksander Kwaśniewski ją przyjął, powierzając dotychczasowej Radzie Ministrów pełnienie obowiązków do czasu powołania nowego rządu.
Jednocześnie prezydent desygnował Kazimierza Marcinkiewicza (PiS) na nowego szefa rządu. Konstytucja daje dwa tygodnie na powołanie nowej Rady Ministrów. Marcinkiewicz zapowiedział, że do końca października przedstawi prezydentowi skład swego rządu wraz z programem jego działania.
Nie wiadomo jeszcze, jakie konsekwencje dla tworzenia rządu będzie miał konflikt między PiS i PO powstały wokół obsady stanowiska marszałka Sejmu. Platforma zgłosiła w środę formalnie Komorowskiego, jako kandydata na tę funkcję.
Jednak szef klubu PiS Ludwik Dorn oświadczył, że do tej pory nie ma umowy koalicyjnej między PiS i PO, zatem - według niego - nie ma powodów do podejmowania tak ważnej decyzji jak obsada stanowiska marszałka Sejmu. Politycy PiS nie ukrywają też, że Komorowski jest dla nich nie do przyjęcia - zarzucają politykowi PO wrogą postawę wobec ich partii.
Dlatego tuż po tym, jak prowadzący pierwsze posiedzenie Sejmu marszałek senior Józef Zych rozpoczął procedurę wyboru marszałka, Dorn zgłosił wniosek o przerwanie posiedzenia i wznowienie go w przyszłą środę.
Propozycję tę poparło 237 posłów; oprócz PiS za przerwaniem posiedzenia, a tym samym odłożeniem wyboru marszałka, zagłosowali posłowie Samoobrony, PSL i trzech posłów LPR.
Platforma była przeciwko przerwie i chciała, by Sejm w środę głosował nad kandydaturą Komorowskiego. Według PO, wystawienie kandydata jest tylko odpowiedzią na złożoną przez PiS po wyborach parlamentarnych propozycję, by to Platforma obsadziła stanowisko marszałka Sejmu. Politycy PO podkreślają, że propozycja ta w chwili złożenia nie była obwarowana warunkiem istnienia formalnej umowy koalicyjnej między obiema partiami.
Poparcie przez Samoobronę wniosku PiS o przerwanie posiedzenia, stało się dla polityków PO podstawą do snucia przypuszczeń na temat relacji PiS z partią Andrzeja Leppera.
Szef Platformy i jej kandydat na prezydenta Donald Tusk spytał swego konkurenta kandydata PiS Lecha Kaczyńskiego, czy "IV RP ma mieć twarz Andrzeja Leppera". Tusk zwrócił uwagę, że we wtorek Lepper poparł L.Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich, a w środę głosami PiS i Samoobrony przerwano posiedzenie i zablokowano możliwość wyboru marszałka Sejmu.
Lech Kaczyński odpowiedział Tuskowi pytaniem, czy "III Rzeczpospolita Donalda Tuska w zmienionej formie" ma mieć twarz Jerzego Urbana albo Leszka Millera, bo - jak powiedział kandydat PiS - oni poparli Tuska.
To, kto zostanie marszałkiem Sejmu, rozstrzygnie się więc w przyszłym tygodniu, kiedy znany już będzie wynik wyborów prezydenckich. Zdaniem Komorowskiego, jeśli L. Kaczyński przegra z Tuskiem rywalizację o prezydenturę, PiS będzie chciało wzmocnić swą pozycję w parlamencie i obsadzić funkcję marszałka Sejmu, pomimo iż wcześniej zaproponowało to Platformie.
Tymczasem według Leppera, przerwanie posiedzenia było jedynym rozsądnym wyjściem z sytuacji. "Nie może być tak, że dwie najważniejsze osoby w państwie - czyli prezydent i marszałek Sejmu - będą w rękach PO" - powiedział Lepper. Pytany, czy teraz wzrastają szanse na koalicję PiS-Samoobrona, Lepper powiedział: "na dzisiaj nie ma szans na koalicję PiS-Samoobrona, ale takiej koalicji w przyszłości nie można wykluczyć".
Natomiast prezydent Aleksander Kwaśniewski ocenił, że ogłoszenie przerwy w pierwszym posiedzeniu Sejmu to "niebezpieczny precedens". W jego opinii, nowy Sejm "źle zaczął" i lepiej byłoby, gdyby marszałek Izby został już wybrany.
Publicysta "Newsweeka" Piotr Zaremba uważa, że przerwanie inauguracyjnego posiedzenia Sejmu jeszcze przed wyborem marszałka, to efekt trwającej kampanii przed II turą wyborów prezydenckich. Jego zdaniem, "kłótnie" o fotel marszałka mogą utrudnić rozmowy ws. powołania rządu.
Zdaniem Janiny Paradowskiej z "Polityki", źle się stało, że inauguracyjne posiedzenie Sejmu zostało przerwane, bo "przy niskich notowaniach Sejmu zaczynanie od niemożności wybrania marszałka robi na opinii publicznej niedobre wrażenie". Paradowska przyznała, że jeśli L. Kaczyński przegra wybory, to byłoby dziwne, gdyby PO miała i prezydenta, i marszałka Sejmu. Według niej jednak, to PiS "zaplątało się we własne nogi", proponując zasadę - "premier dla zwycięskiej partii, a marszałek dla partii, która zajmie drugie miejsce" w wyborach.
ss, ks, pap