Proces "łowców skór": świadek nie przyszedł

Proces "łowców skór": świadek nie przyszedł

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po raz drugi nie doszło do przesłuchania przed łódzkim sądem jednego z kluczowych świadków oskarżenia w procesie "łowców skór".
Kierowca pogotowia, który jeździł w zespole m.in. z  oskarżonym w tym procesie o zabójstwa pacjentów b. sanitariuszem Andrzejem N., nie stawił się w poniedziałek w sądzie mimo odebranego wezwania.

Jak poinformował sędzia Jarosław Papis, żona świadka poinformowała telefonicznie sąd, że jej mąż jest za granicą i nie wiadomo jak długo tam będzie. W związku z tym sąd postanowił zwrócić się do policji o ustalenie czy świadek wyjechał, gdzie przebywa i kiedy wróci. Wezwał też jego żonę do złożenia oświadczenia w sądzie. Świadek już raz bez usprawiedliwienia nie  stawił się w sądzie; wtedy dostał 500 zł kary.

Inny wezwany na przesłuchanie świadek - b. lekarz pogotowia -  również nie pojawił się w sądzie. Według ustaleń prokuratury, mężczyzna wyjechał na stałe do Szwecji; sąd odstąpił od jego przesłuchania.

ks, pap

Jedyny świadek, który zeznawał na poniedziałkowej rozprawie to b. lekarz, który przez trzy lata pracował w pogotowiu. Świadek opowiadał m.in. o sposobie wypełniania dokumentacji w pogotowiu; mówił, że nie miał zastrzeżeń do pracy oskarżonego sanitariusza Karola B., z którym jeździł w zespole.

Świadek zeznał, że słyszał o handlu informacjami o zgonach, ale  sam nigdy nie był tego świadkiem. Według niego, ujawnienie danych osobowych pacjenta nawet po jego śmierci, byłoby złamaniem tajemnicy lekarskiej.

W trakcie rozprawy sąd pytał oskarżonych sanitariuszy o sposób dopisywania pavulonu na receptariuszach (obaj przyznali się ich do  fałszowania). Z ich wyjaśnień wynika, że jeden dopisywał ten lek tylko na receptariuszach ze swojego dyżuru; drugi na  pozostawionych przez poprzednią zmianę. Obaj zaprzeczyli jednak swoim wyjaśnieniom ze śledztwa, że przekazywali sobie wzajemnie "nadwyżki" uzyskanego w ten sposób pavulonu.

Sąd zakończył w poniedziałek przesłuchiwanie świadków oskarżenia. W ciągu ponad pół roku trwania procesu przesłuchanych zostało kilkudziesięciu m.in. byłych i obecnych pracowników pogotowia, lekarzy ze szpitali oraz członków rodzin zmarłych pacjentów.

Na jednej z najbliższych rozpraw - w czwartek - sąd ma  przesłuchać w charakterze świadków obrony byłego dyrektora pogotowia Ryszarda L. oraz b. dyspozytora Tomasza S. - jednego z  głównych podejrzanych w nekroaferze.

W toczącym się przed łódzkim sądem okręgowym procesie, na ławie oskarżonych zasiadają dwaj byli sanitariusze i dwaj byli lekarze łódzkiego pogotowia. Dwaj sanitariusze - Andrzej N. i Karol B. -  są oskarżeni o zabójstwo w latach 2000-2001, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, łącznie pięciu pacjentów, którym - według prokuratury - mieli podać pavulon (lek zwiotczający mięśnie). Przed sądem żaden nie przyznał się do popełnienia zbrodni (N. przyznał się do nich w trakcie śledztwa). Przyznali się jedynie do  przyjmowania pieniędzy od firm pogrzebowych za informacje o  zgonach oraz do fałszowania recept.

Do winy nie przyznają się również dwaj lekarze: Janusz K. i Paweł W., których prokuratura oskarżyła o narażenie w sumie 14 pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne doprowadzenie do ich śmierci oraz branie łapówek od zakładów pogrzebowych. Byłym sanitariuszom grozi dożywocie; lekarzom, którzy odpowiadają z wolnej stopy - do 10 lat więzienia.

Prokuratura zapowiada kolejne akty oskarżenia w sprawie afery w  łódzkim pogotowiu.