"Mamy małe szanse, wręcz iluzoryczne, aby ich przesłuchać" - powiedział w czwartek rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu Leszek Karpina.
Na początku czerwca 2004 r. z biura wrocławskiej firmy budowlanej Jedynka, znajdującego się na obrzeżach Bagdadu uprowadzeni zostali jego dyrektor Jerzy Kos oraz jego współpracownik Radosław Kadri. Kadriemu udało się uciec z samochodu porywaczy. Kos został uwolniony przez amerykańskich żołnierzy 8 czerwca wraz z trzema uprowadzonymi wcześniej Włochami.
Karpina dodał, że informacja jest interesująca, ale trudna do wykorzystania, bowiem w Iraku toczy się wojna i trudno będzie wybrać się tam polskiemu prokuratorowi, aby przesłuchać obu mężczyzn. "Mamy co prawda umowę z Irakiem o pomocy prawnej z 1988 r., ale umowa ta nie obejmuje ekstradycji. Umowa była podpisywana, gdy Polska i Irak znajdowały się w innej rzeczywistości" - mówił Karpina.
Dodał, że prokuratura szuka jednak sposobu, aby dotrzeć do obu Irakijczyków. Rzecznik nie chciał jednak zdradzać szczegółów.
Karpina wyjaśnił, że owi Irakijczycy, to raczej "płotki" w tym porwaniu. Ze wstępnych ustaleń wynika, że jedynie pilnowali przez kilka dni porwanych. "Byli strażnikami i raczej niewiele wiedzą o organizatorach porwania czy samych porywaczach" - mówił rzecznik.
Wrocławska prokuratura okręgowa przejęła śledztwo w 2004 r. na polecenia Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie i wciąż sprawdza różne wątki: od porwania dla okupu, przez biznesowe porachunki do porwania terrorystycznego. Kilka miesięcy temu zwróciła się o dokumenty śledztwa do włoskiej prokuratury, która też zajmuje się sprawą porwania, bowiem razem z Kosem uprowadzeni zostali obywatele włoscy. I właśnie od Włochów wrocławscy prokuratorzy dowiedzieli się, że Amerykanie wpadli na trop dwóch Irakijczyków zamieszanych w porwanie.
Po powrocie do kraju w 2004 r. Jerzy Kos mówił dziennikarzom, że nie wierzy, aby udało się ująć zleceniodawców porwania.
pap, ss