Tłumaczyły jednak, że wykonywały polecenia służbowe przełożonych. Złożyły jednocześnie wniosek o wydanie wyroków i wymierzenie kary bez przeprowadzania postępowania dowodowego - we wtorek miało się ono rozpocząć, zeznania miało złożyć pierwszych kilkunastu świadków, pokrzywdzonych pracowników sieci Biedronka.
W tej sytuacji, po krótkiej naradzie, sąd pierwszą z oskarżonych kierowniczek skazał na dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery, drugą na rok i dwa miesiące więzienia w zawieszeniu na trzy lata.
Sąd orzekł też wobec nich grzywny: 3 i 4 tys. zł. Wyroki nie są prawomocne. Według nieoficjalnych informacji ze źródeł sądowych, o przyznaniu się kobiet do zarzutów zdecydowały względy osobiste.
Uzasadniając wyroki, sędzia Katarzyna Skindzier podkreśliła, że dowodami w sprawie, przemawiającymi za winą oskarżonych, są m.in. zeznania pracowników i kierowników sklepów, które oskarżonym podlegały.
Sędzia mówiła, że przestrzegania przepisów prawa pracy nie można bagatelizować, bo skutki takich działań prowadzą do tego, iż konsekwencje ponoszą "szeregowi pracownicy", którzy np. nie otrzymują należnych wynagrodzeń.
Wciąż trwa proces trzeciego kierownika rejonu sieci Biedronka, który został oskarżony wraz z tymi dwoma kobietami, a który do zarzutów się nie przyznaje. W jego sprawie we wtorek sąd rozpoczął przesłuchania świadków, pracowników sklepów.
Prokuratorskie śledztwo w tej sprawie było prowadzone po zawiadomieniach złożonych przez Okręgową Inspekcję Pracy i pracownika jednego ze sklepów.
Zarzuty postawiono m.in. kilkunastu kierownikom sklepów, prokuratura wystąpiła jednak do sądu o warunkowe umorzenie postępowania wobec nich i takimi orzeczeniami ich sprawy się zakończyły.
Prokuratura uznała bowiem, że naruszali prawa pracowników m.in. zmuszając ich do pracy bez wynagrodzenia w nadgodzinach, ale robili to w obawie przed utratą pracy, naciskani przez kierowników rejonów. Tych właśnie prokuratura zdecydowała się postawić przed sądem.
Zarzucono im przede wszystkim podżeganie szefów sklepów do poświadczenia nieprawdy w dokumentach. Chodziło o listy obecności pracowników, w których wykazywano 6-godzinny czas pracy, gdy w rzeczywistości pracowali oni dłużej i nie dostawali za to wynagrodzenia.
Oskarżeni odpowiadają także za "uporczywe naruszanie" praw pracowniczych. Chodzi m.in. o nakazywanie kierownikom sklepów, by zlecali pracownikom pracę niezgodną z przepisami.
Jako przykład prokuratura podaje przewożenie towarów o wadze przekraczającej 450 kg przy użyciu wózków ręcznych i ręczne ich rozładowywanie, nadgodziny bez dodatkowego wynagrodzenia i nieujmowanie godzin szkoleń bezpieczeństwa i higieny pracy jako czasu pracy.
pap, ss