Nie można jednoznacznie wskazać, w jaki sposób doznał poważnych obrażeń głowy wicekonsul z Grodna na Białorusi Ryszard Badoń-Lehr, który w ich wyniku zmarł - taka jest opinia biegłych.
Na tę opinię od kilku tygodni oczekiwała białostocka prokuratura okręgowa, wyjaśniająca okoliczności zdarzenia.
64-letni Ryszard Badoń-Lehr trafił do białostockiego szpitala MSWiA pod koniec marca. W stanie bardzo ciężkim, z krwiakiem śródczaszkowym, przywieziono go ze szpitala w Grodnie. Mimo szybko przeprowadzonej operacji, nie odzyskał przytomności, jego stan się nie poprawił. Zmarł w nocy z 5 na 6 kwietnia. Pochowany został w Legnicy.
Od tego czasu białostocka prokuratura czekała na oficjalną opinię medyczną. Jak poinformował PAP w czwartek rzecznik prokuratury Adam Kozub, biegli twierdzą, że jednoznacznie nie da się przesądzić, czy tak poważne obrażenia głowy to skutek upadku z nieznanej przyczyny, bez udziału innych osób (według nich, mogły to być dwa odrębne upadki na podłoże), czy może pobicia.
"Biegli nie byli w stanie jednoznacznie stwierdzić, czy te obrażenia, które stwierdzono u zmarłego, powstały wskutek działania osób trzecich, czy też wskutek upadku na twarde podłoże" - powiedział prokurator.
Przyznał, że opinia nie daje też jednoznacznej odpowiedzi, z jakiego powodu, gdyby przyjąć, że upadek nastąpił bez udziału innych osób, dyplomata upadł na podłogę. "W swoich wersjach śledczych zakładamy różne możliwości, mógł się zaczepić, mogło być omdlenie (...)" - dodał Kozub.
Biegli nie wyjaśnili też, skąd mogą pochodzić ślady oparzeń na ciele Ryszarda Badoń-Lehra, co do których były przypuszczenia, że mogą pochodzić od paralizatora.
Lekarze napisali w swojej opinii, że przyczyną śmierci było "trwałe i nieodwracalne uszkodzenie ważnych dla życia ośrodków pnia mózgu", w wyniku niedotlenienia i ucisku z powodu krwiaka w czaszce.
Kozub dodał, że ostateczna opinia zostanie wydana po planowanych przez prokuraturę oględzinach mieszkania dyplomaty w Grodnie (gdzie odnaleziono go nieprzytomnego). Oględziny odbędą się w obecności biegłego z medycyny sądowej oraz pracowników konsulatu, którzy jako ostatni kontaktowali się ze zmarłym.
Takowe oględziny - to jeden z wniosków białostockiej prokuratury, skierowanych do strony białoruskiej w ramach pomocy prawnej. Ponieważ na razie brak odpowiedzi tamtej strony, dwa tygodnie temu śledztwo zostało formalnie zawieszone, bo - jak powiedział Kozub - "w Polsce praktycznie nie ma do wykonania żadnych czynności".
Białostocka prokuratura okręgowa zajmuje się sprawą z zawiadomienia dyrektora miejscowego szpitala MSWiA, do którego dyplomata trafił ze szpitala w Grodnie. Dyrektor uznał bowiem, że okoliczności zdarzenia, w związku z obrażeniami, jakie miał dyplomata, są niejasne. Prokuratura sprawę kwalifikuje nadal jako "ciężki uszczerbek na zdrowiu, którego skutkiem była śmierć".
Kiedy Ryszard Badoń-Lehr trafił do białostockiego szpitala, Ministerstwo Spraw Zagranicznych informowało, powołując się na diagnozę lekarską z Białorusi, że miał udar mózgu.
pap, ss
64-letni Ryszard Badoń-Lehr trafił do białostockiego szpitala MSWiA pod koniec marca. W stanie bardzo ciężkim, z krwiakiem śródczaszkowym, przywieziono go ze szpitala w Grodnie. Mimo szybko przeprowadzonej operacji, nie odzyskał przytomności, jego stan się nie poprawił. Zmarł w nocy z 5 na 6 kwietnia. Pochowany został w Legnicy.
Od tego czasu białostocka prokuratura czekała na oficjalną opinię medyczną. Jak poinformował PAP w czwartek rzecznik prokuratury Adam Kozub, biegli twierdzą, że jednoznacznie nie da się przesądzić, czy tak poważne obrażenia głowy to skutek upadku z nieznanej przyczyny, bez udziału innych osób (według nich, mogły to być dwa odrębne upadki na podłoże), czy może pobicia.
"Biegli nie byli w stanie jednoznacznie stwierdzić, czy te obrażenia, które stwierdzono u zmarłego, powstały wskutek działania osób trzecich, czy też wskutek upadku na twarde podłoże" - powiedział prokurator.
Przyznał, że opinia nie daje też jednoznacznej odpowiedzi, z jakiego powodu, gdyby przyjąć, że upadek nastąpił bez udziału innych osób, dyplomata upadł na podłogę. "W swoich wersjach śledczych zakładamy różne możliwości, mógł się zaczepić, mogło być omdlenie (...)" - dodał Kozub.
Biegli nie wyjaśnili też, skąd mogą pochodzić ślady oparzeń na ciele Ryszarda Badoń-Lehra, co do których były przypuszczenia, że mogą pochodzić od paralizatora.
Lekarze napisali w swojej opinii, że przyczyną śmierci było "trwałe i nieodwracalne uszkodzenie ważnych dla życia ośrodków pnia mózgu", w wyniku niedotlenienia i ucisku z powodu krwiaka w czaszce.
Kozub dodał, że ostateczna opinia zostanie wydana po planowanych przez prokuraturę oględzinach mieszkania dyplomaty w Grodnie (gdzie odnaleziono go nieprzytomnego). Oględziny odbędą się w obecności biegłego z medycyny sądowej oraz pracowników konsulatu, którzy jako ostatni kontaktowali się ze zmarłym.
Takowe oględziny - to jeden z wniosków białostockiej prokuratury, skierowanych do strony białoruskiej w ramach pomocy prawnej. Ponieważ na razie brak odpowiedzi tamtej strony, dwa tygodnie temu śledztwo zostało formalnie zawieszone, bo - jak powiedział Kozub - "w Polsce praktycznie nie ma do wykonania żadnych czynności".
Białostocka prokuratura okręgowa zajmuje się sprawą z zawiadomienia dyrektora miejscowego szpitala MSWiA, do którego dyplomata trafił ze szpitala w Grodnie. Dyrektor uznał bowiem, że okoliczności zdarzenia, w związku z obrażeniami, jakie miał dyplomata, są niejasne. Prokuratura sprawę kwalifikuje nadal jako "ciężki uszczerbek na zdrowiu, którego skutkiem była śmierć".
Kiedy Ryszard Badoń-Lehr trafił do białostockiego szpitala, Ministerstwo Spraw Zagranicznych informowało, powołując się na diagnozę lekarską z Białorusi, że miał udar mózgu.
pap, ss