Uzasadniając decyzję sądu przewodniczący składowi Zbigniew Puszkarski powiedział, że zasadnicze znaczenie ma okoliczność, ze Gilowska nie pełni w tej chwili żadnej funkcji publicznej. Według Sądu Lustracyjnego odwołanie osoby publicznej z funkcji wyklucza wszczęcie procesu z wniosku Rzecznika Interesu Publicznego, bo w rozumieniu ustawy lustracyjnej stała się ona osobą prywatną.
Takie postanowienie sądu jest nieprawomocne, stronom przysługuje zażalenie. Zastępca RIP Jerzy Rodzik nie chciał powiedzieć, czy RIP będzie składał zażalenie.
Gilowska nie stawiła się w sądzie; nie reprezentował jej też żaden adwokat. Po południu powiedziała, że sąd "odebrał jej wszystkie drogi postępowania", a "uzasadnienie orzeczenia jest zdumiewające".
Na jawnym dla mediów posiedzeniu Rodzik wnosił, by sąd odmówił wszczęcia procesu, bo była wicepremier nie pełni od zeszłego piątku tej funkcji - "niezależnie od tego, czy najważniejsze osoby w państwie nazywają moje zachowanie 'draństwem'". Dał też do rozważenia sądowi możliwość wszczęcia procesu wobec Gilowskiej z powodu "innego szczególnie uzasadnionego przypadku".
Dwa dni temu Rzecznik Włodzimierz Olszewski zapowiadał wniesienie o wszczęcie procesu. Mówił, że podstawą ma być przepis ustawy lustracyjnej mówiący o możliwości wszczęcia procesu przez sąd z urzędu "w innych szczególnie uzasadnionych przypadkach".
Premier Kazimierz Marcinkiewicz mówił wcześniej, że jeśli sąd odmówiłby wszczęcia procesu Gilowskiej, byłoby to "draństwem". Marcinkiewicz zadeklarował, że chce ponownie zaprosić Gilowską do rządu.
Gdyby osoba, wobec której nie wszczęto procesu z powodu odejścia z funkcji podlegającej lustracji, ponownie ją objęła, z powrotem weszłaby w procedurę lustracji z wniosku RIP. Wtedy sąd nie mógłby umorzyć postępowania - oczywiście pod warunkiem, że uznałby zasadność wniosku Rzecznika.
W ustnym uzasadnieniu decyzji sądu Puszkarski mówił, że o ile czynności Rzecznika miałyby powodować rezygnację lub odwołanie z funkcji danej osoby publicznej, to powinno to nastąpić po złożeniu wniosku do sądu.
"Dopiero bowiem wtedy zainteresowane osoby wiedzą na pewno, iż Rzecznik kwestionuje prawdziwość oświadczenia, natomiast wcześniejsza rezygnacja, bądź odwołanie osoby z funkcji może się okazać decyzją na wyrost, zbędną - o ile Rzecznik ostatecznie nie znalazłby podstaw do sporządzenia wniosku o wszczęcie postępowania lustracyjnego" - mówił Puszkarski.
"Osoba, wobec której Rzecznik zebrał materiały nasuwające wątpliwości co do prawdziwości złożonego przez nią oświadczenia, w wyniku własnej decyzji lub decyzji właściwego organu, wypadła z kręgu osób podlegających lustracji. Wobec czego uwzględnienie wniosku Rzecznika o wszczęcie postępowania lustracyjnego nie jest możliwe, nawet wtedy kiedy osoba objęta wnioskiem go popiera. O ile taka osoba chce, by postępowanie lustracyjne było wobec niej prowadzone, powinna podjąć działania w trybie tzw. autolustracji" - wywodził sędzia.
Według sądu, proces lustracyjny można wszcząć - powołując się na przepis o "szczególnym przypadku" - tylko w sytuacji, gdy Rzecznik nie składa do sądu wniosku o wszczęcie postępowania, a sąd widzi taką potrzebę.
Zdaniem sądu, jest to też możliwe przy autolustracji, jeśli dana osoba nie spełnia wszelkich przesłanek do tego, np. pełniła funkcję publiczną po wejściu w życie ustawy lustracyjnej z 1997 r. (ustawa generalnie mówi, że autolustracji mogą się poddawać ci, którzy przed dniem wejścia w życie ustawy pełnili funkcje publiczne, ale w praktyce sąd wszczyna autolustrację wobec wszystkich pełniących w przeszłości funkcje publiczne).
Puszkarski podkreślił w uzasadnieniu postanowienia, że Gilowska nie przedstawiła swojego stanowiska w całej sprawie przed sądem. Dodał, że sąd nie oceniał w czwartek zasadności wniosku Rzecznika i nie wypowiada się, czy prawdopodobne jest złożenie przez Gilowską nieprawdziwego oświadczenia lustracyjnego. Przyznał zarazem, że wniosek RIP jest "nienaganny pod względem formalnym".
Puszkarski ujawnił, że wniosek Rzecznika wobec Gilowskiej liczy kilkanaście stron; zawiera kopie akt SB, zeznania świadków i wyjaśnienia Gilowskiej. Dodał, że może to ujawnić, choć wniosek jest tajny - bo "fakty z niego są powszechnie znane".
Nie sądzę by nieobecność Gilowskiej w sądzie "zaważyła na treści rozstrzygnięcia" - powiedział po decyzji Puszkarski dziennikarzom, podkreślając, że odmowa wszczęcia lustracji zapadła "jednomyślnie i bez szczególnie długiej narady".
Zapytany, jak sąd zareaguje na ewentualny wniosek o autolustrację Gilowskiej, Puszkarski odparł, że "jest prawdopodobne", iż sąd by go uwzględnił, choć nie chciał tego przesądzać. "Zawsze unikam przewidywania" - dodał zapewniając, że jeśli taki wniosek wpłynie, posiedzenie sądu zostałoby szybko wyznaczone. "W sprawach podobnych decyzje były pozytywne" - dodał.
Sam Rodzik deklarował przed sądem, że ewentualny wniosek o autolustrację Gilowskiej spotka się z pełnym jego poparciem. "Sprawa ta jest przygotowana w taki sposób, że pozwoli na szybkie jej zakończenie przez Sąd także w trybie autolustracji" - dodał.
Mówił, że spotkał się z "niespotykaną dotąd presją ze strony niektórych polityków i mediów". "Stanąłem zatem przed wyborem: czy poddać się tej presji i zadowolić te gremia, czy też stosować obowiązujące prawo? Jako sędzia i osoba desygnowana do pełnienia funkcji Zastępcy Rzecznika wybrałem tę druga ewentualność. Niezależnie więc od tego, czy najważniejsze osoby w państwie nazywają moje postępowanie 'draństwem', będę stosować się do obowiązujących uregulowań prawnych, bo jako sędzia i zastępca Rzecznika Interesu Publicznego podlegam jedynie Konstytucji i ustawom" - oświadczył Rodzik.
Dodał, że reguły postępowań lustracyjnych znane sa od 1997 r., "nikt więc z osób uczestniczących w życiu publicznym nie powinien być nimi zaskoczony, ani powoływać się na ich nieznajomość".
W piątek rano RIP złożył wniosek o lustrację Gilowskiej. Tego samego dnia Gilowska oddała się do dyspozycji premiera. Powiedziała, że stała się przedmiotem "szantażu lustracyjnego" ze strony Rzecznika. W piątek premier zdymisjonował Gilowską, a prezydent odwołał ją w sobotę. Złożyła ona wniosek do prokuratury ws. szantażu Rzecznika. Gdańska prokuratura wszczęła śledztwo z paragrafu przewidującego do 10 lat więzienia za "bezprawne wywieranie wpływu na czynności urzędowe konstytucyjnego organu".
pap, ss, ab