Jak napisalismy, w maju 2005 r. ówczesny prezes IPN Leon Kieres "ukrył dowody wskazujące na domniemaną współpracę Gilowskiej z tajnymi służbami PRL, przekazując jej teczkę do tzw. zbioru zastrzeżonego". Do tego zbioru trafiają dokumenty najwyższej wagi, m.in. które dotyczą wciąż czynnych agentów, a dostęp do niego mają wyłącznie prezes IPN oraz upełnomocnieni przedstawiciele szefów obecnych służb specjalnych. Naszym zdaniem, Kieres miał to zrobić za wiedzą i po spotkaniach z szefem klubu PO Janem Rokitą - czemu obaj zaprzeczali. Powołując się na "oficera tajnych służb" - twierdzimy, że odnalezienie w IPN teczki "Beaty" było prawdziwym powodem tego, że w 2005 r. Gilowską usunięto z PO. "To, że zarzucono jej nepotyzm (zlecała ekspertyzy synowi i miała arbitralnie umieścić go na czele lubelskiej listy kandydatów platformy do Sejmu) miało być tylko wygodnym pretekstem" - napisalismy we "Wprost".
Rokita powiedział we wtorek dziennikarzom, że nie wie, by teczka Gilowskiej miała trafić do zbioru zastrzeżonego. Oświadczył, że nie widział tej teczki. Na pytanie, czy spotkał się z Kieresem, lider PO odparł: "Razem z panią Zytą Gilowską po oskarżeniu jej przez pana Wrzodaka dwa lata temu, byliśmy w IPN prosząc o udostępnienie materiałów, które pozwoliłyby dać odpór oskarżeniom pana Wrzodaka. Zgodnie z procedurami, IPN odmówił nam wtedy udostępnienie tych materiałów. W związku z tym, ani ja ich nie widziałem, ani - jak rozumiem - także Zyta Gilowska". "Kiedy Gilowska była oskarżana dwa lata temu, ja chodziłem z nią do IPN, broniliśmy jej, szukałem jej dobrego adwokata, który może ją obronić przed Wrzodakiem. To jest miara różnicy pomiędzy zachowaniem PO i ludzi dzisiaj rządzących" - oświadczył Rokita.
Do chwili nadania tej depeszy PAP nie udało się skontaktować z b. prezesem IPN Leonem Kieresem.
Rzecznik prasowy IPN Andrzej Arseniuk odmówił komentarza i odesłał PAP do Rzecznika Interesu Publicznego, który wystąpił o lustrację Gilowskiej. Zastępca Rzecznika Jerzy Rodzik powiedział, że nie dochodził, czy materiały nt. Gilowskiej, które RIP dostał z IPN pochodziły z jego zwykłego archiwum, czy też ze zbioru zastrzeżonego. Potwierdził jedynie, że miały one "różne stopnie tajności". Wiadomo, że większość tajnych do dziś akt służb specjalnych PRL w IPN jest przechowywana właśnie w zbiorze zastrzeżonym.
Powołany pod koniec 2005 r. nowy prezes Instytutu Janusz Kurtyka wiele razy mówił o konieczności "przeglądu" tego zbioru. W kwietniu tego roku szef pionu archiwalnego IPN Zbigniew Nawrocki informował posłów, że obecnie trwa "weryfikacja zbioru" (nie ujawniono szczegółów).
Akta ze zbioru zastrzeżonego (zawierającego 2 promille ogólnego zasobu archiwalnego IPN) nie są ujawniane przez IPN na ogólnych zasadach. Umieszczono w nim m.in. większość kartotek i materiałów ewidencyjnych tajnych służb PRL (w których dokonuje się sprawdzeń na potrzeby lustracji). Według Nawrockiego, weryfikacja tego zbioru "pozwoli na przeniesienie kartotek do ogólnodostępnego zbioru archiwalnego IPN i ich skomputeryzowanie".
Ostatnio z powodu "niewykrycia sprawców", stołeczna prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie ujawnienia tajnej informacji ze zbioru zastrzeżonego IPN o tym, że w 1987 r. krakowska SB zarejestrowała Andrzeja Przewoźnika jako swego tajnego współpracownika. Prokuratura nie ustaliła, kto z IPN przekazał w 2005 r. tę tajną informację "Wprost".
Premier zdymisjonował w piątek Gilowską, wobec której Rzecznik wystąpił do Sądu Lustracyjnego. Ona sama uważa, że padła ofiarą "szantażu lustracyjnego" ze strony Rzecznika i mówi, że nie była agentem SB. Z doniesienia Gilowskiej gdańska prokuratura ma poprowadzić śledztwo w tej sprawie.
pap, ss
Czytaj też: Druga egzekucja (Czy teczka Zyty Gilowskiej została rok temu ukryta w sejfie prezesa IPN?)