Nie wiadomo, czy w ogóle dojdzie do procesu Gilowskiej, bo Sąd Lustracyjny nie wszczyna procesu wobec osoby, która odeszła z funkcji podlegającej lustracji - przed decyzją sądu, czy wszcząć proces.
W piątek rano Rzecznik Włodzimierz Olszewski złożył w Sądzie Lustracyjnym "ściśle tajny" wniosek o wszczęcie procesu lustracyjnego Gilowskiej. Powiedział, że "zebrany materiał wskazywał na możliwość złożenia przez panią Gilowską niezgodnego z prawdą oświadczenia lustracyjnego". Odmówił podania, kiedy i z jaką służbą specjalną PRL miała ona współpracować.
RIP ujawnił, że w jej sprawie pojawiły się nowe dowody w wyniku poszukiwań pracowników RIP w archiwach IPN i przesłuchań u Rzecznika świadków, m.in. oficerów SB. Procedurę RIP wobec Gilowskiej przerwano, gdy wygasł jej mandat poselski, a wznowiono, gdy została wicepremierem. Podczas przesłuchania przez RIP Gilowska zaprzeczyła zarzutowi.
W południe Gilowska ogłosiła, że oddała się do dyspozycji premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Ujawniła, że o sprawie swej lustracji dowiedziała się 13 czerwca, gdy zastępca Rzecznika powiedział jej, że "są nowe dowody w jej sprawie, i jakie one są, dowie się w sądzie". "Potem nastąpiła gra, której celem było przymuszenie mnie do złożenia dymisji" - zaznaczyła.
Wtedy napisała do premiera pismo, w którym skarży się, że stała się przedmiotem "szantażu lustracyjnego" ze strony Rzecznika. Uznała, że konieczny jest wniosek do prokuratury o szantażowanie członka rządu przez Rzecznika. Zarzuciła też mu informowanie "osób trzecich" o jej sprawie, oraz że do dziś nie okazał jej dowodów, na jakich opiera swe oskarżenia. "Mam mniej praw niż pedofil i morderca" - dodała.
"Jeśli coś jest w moich papierach, są to 'fałszywki'" - mówiła Gilowska. Dodała, że jest zwolennikiem "pokazania wszystkich papierów". Ujawniła, że w latach 1987-89 w jej otoczeniu był pracownik aparatu bezpieczeństwa, czego nie była świadoma, i to on "pisał papiery". Powtórzyła, że jej oświadczenie lustracyjne o braku związków ze służbami PRL jest prawdziwe.
Zastępca RIP Jerzy Rodzik, który sformułował wniosek wobec Gilowskiej, powiedział, że nie czuje się "szantażystą lustracyjnym". Dodał, że nie miał obowiązku zapoznania jej z aktami całej sprawy, które może ona poznać w sądzie. Sąd pokaże jej akta, jeśli zdecyduje się wszcząć postępowanie wobec Gilowskiej; decyzja ma zapaść do końca przyszłego tygodnia.
Każda osoba, która pełniła funkcję publiczną, może zawsze złożyć do sądu wniosek o tzw. autolustrację.
Zarówno premier, jak i szef PiS Jarosław Kaczyński, uważają, że jeśli Gilowska zostanie oczyszczona z zarzutu kłamstwa lustracyjnego, powinna wrócić do rządu. Jednak sama Gilowska - pytana o to na konferencji prasowej - wykluczyła taką możliwość.
Szef PiS wyraził też zaniepokojenie o realizację zaproponowanej przez Gilowską reformy finansów publicznych.
Szef PO Donald Tusk ocenił, że dymisja Gilowskiej to zły sygnał dla gospodarki, bo była ona w rządzie gwarantem, że żadne "szaleńcze pomysły" gospodarcze nie będą realizowane.
Z kolei zdaniem wicepremiera Andrzeja Leppera, Gilowska powinna zostać w rządzie. "Niedobrze się dzieje, że my pod wpływem presji odwołujemy wicepremierów, odwołujemy ministrów" - ocenił. Natomiast jeszcze przed dymisją Gilowskiej, a po informacjach o jej kłopotach z lustracją, Lepper powiedział dla radia TOK FM, że "komuś bardzo zależy na tym, żeby koalicję pokazywać w złym świetle".
Według lidera LPR Romana Giertycha, motywacje premiera, który zdymisjonował Gilowską, w związku z wnioskiem o jej lustrację, "są jasne". "Są pewne standardy w PiS; osoby, które zostały postawione przed Sądem Lustracyjnym nie mogą być członkami tego rządu" - powiedział Giertych.
Wiceprezes PSL Jan Bury uważa, że dymisja Gilowskiej jest kolejnym dowodem na to, że obowiązująca ustawa lustracyjna jest wadliwa. Przyznał jednocześnie, że rozumie decyzje premiera, ponieważ "pewne standardy muszą być utrzymane".
W sprawie dymisji Gilowskiej wypowiedzieli się też jej współpracownicy z Instytutu Ekonomii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Ich zdaniem, oskarżenia wysuwane pod jej adresem to efekt walki politycznej. Jak podkreślili, Gilowska jest "osobą kryształowo uczciwą".
Sprawę dymisji Gilowskiej obszernie relacjonowały w piątek zagraniczne agencje prasowe. Według depeszy agencyjnych, Gilowska "była postrzegana jako gwarant odpowiedzialnej polityki fiskalnej w rządzie Marcinkiewicza". "Financial Times" w wydaniu internetowym pisze, że analitycy obawiają się, iż jej odejście z rządu może skłonić zagranicznych inwestorów do zaliczenia Polski do kategorii większego ryzyka.
Informacja o odejściu Gilowskiej ze stanowiska minister finansów spowodowała wahania na rynkach finansowych. Złotówka osłabiła się w pewnym momencie nawet do poziomu 4,13 za euro (ostatecznie kurs ustalono na 4,10), a rentowność obligacji wzrosła o 30 pkt. bazowych. Spadły przejściowo kursy akcji na giełdzie.
Premier uspokajał inwestorów, że kotwica budżetowa będzie obowiązywała, a przyszły szef resortu finansów Wojciechowski mówił, że zmiana na stanowisku ministra finansów nie będzie oznaczać zmiany głównych kierunków polityki gospodarczej.
pap, ss, ab