Rzecznik prokuratury Maciej Kujawski poinformował, że na podstawie zeznań 13 świadków, przesłuchania Kurskiego i wstępnej analizy dokumentów zabezpieczonych w PZU, prokurator doszedł do wniosku, iż w sprawie zachodzi "uprawdopodobnione podejrzenie popełnienia przestępstwa na szkodę PZU".
Kujawski dodał, że może chodzić "co najmniej o kilkanaście mln zł". Jak poinformował, podstawą śledztwa jest artykuł kodeksu karnego, który przewiduje do 5 lat więzienia za karalną niegospodarność. Zaznaczył, że śledztwo toczy się na razie "w sprawie", a nie przeciw jakiejś osobie.
Kujawski poinformował, że w tej sprawie przesłuchani zostaną pracownicy PZU, agencji reklamowych oraz - być może - właściciele billboardów. Nie wykluczył, że w dalszym etapie przesłuchani zostaną również politycy.
Przyznał, że szybkość z jaką działa w tej sprawie prokuratura jest "wyjątkowa". "Takie przypadki jednak się zdarzają. Jeśli poseł na Sejm informuje o możliwości zniszczenia dokumentów, prokurator nie może obok tego przejść obojętnie" - powiedział Kujawski.
Poseł PiS Jacek Kurski, który w ubiegłym tygodniu złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w tej sprawie powiedział, że jest usatysfakcjonowany z powodu wszczęcia śledztwa. Jak dodał, ma nadzieję, że "prawda zwycięży".
Według Kurskiego, kiedy PZU wycofało się z kontrowersyjnej kampanii "Stop wariatom drogowym", miało sprzedać billboardy za 3 proc. wartości firmie PR-owskiej, związanej z synem Andrzeja Olechowskiego, od której miała je odkupić PO. Lider PO zaprzeczył temu i zapowiedział wytoczenie Kurskiemu procesu. Także agencje reklamowe wymienione przez Kurskiego zaprzeczyły jego słowom.
Kurski podkreślił, że decyzja prokuratury o wszczęciu śledztwa potwierdza, iż "nie rzucał bezpodstawnych oskarżeń". Dodał, że wraz z tą decyzją jego rola się kończy. "Teraz, kiedy ludzie zobaczą, że sprawa jest poważna, urośnie lawina świadectw na ten temat" - ocenił. Zaznaczył, że już w kwietniu poinformował Radę Polityczną PiS o swoich podejrzeniach w sprawie billboardów Tuska.
Skarbnik PO Mirosław Drzewiecki po raz kolejny zaprzeczył zarzutom wysuwanym przeciwko Platformie przez Kurskiego. Zdaniem Drzewieckiego, PO padła ofiarą nagonki ze strony PiS. Władze PO liczą, że wobec winnych pomówień zostaną wyciągnięte konsekwencje.
"Cieszymy się, że wszczęto śledztwo. Mam nadzieję, że prokuratura jak najszybciej zrobi wszystko, aby tę absurdalną sprawę błyskawicznie wyjaśnić" - powiedział Drzewiecki.
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zapewnił, że o całej sprawie dowiedział się z programu telewizyjnego. Ujawnił, że w poniedziałek jeden ze świadków przesłuchanych przez prokuraturę złożył zeznania potwierdzające słowa Kurskiego o nieprawidłowościach.
Według ministra, ta osoba "mogła posiadać informacje bardziej bezpośrednie niż pan Kurski". Ziobro zastrzegł zarazem, że wszczęcie śledztwa nie przesądza o tym, że doszło do przestępstwa, a jedynie to uprawdopodabnia.
W raporcie Fundacji Batorego, która monitorowała finansowanie prezydenckiej kampanii wyborczej w 2005 r. napisano, że "do zespołu monitorującego docierały informacje od polityków i dziennikarzy o tym, że komitet wyborczy Donalda Tuska umieszczał plakaty na powierzchniach odstępowanych przez firmy, które zrezygnowały z własnych kampanii reklamowych".
Zespół zapytał właścicieli około 100 wybranych losowo billboardów różnych kandydatów, kto wykupił je we wskazanym okresie. W raporcie czytamy, że tylko od jednego z właścicieli przyszła odpowiedź, w której firma odmówiła podania informacji.
"Zdaniem zespołu monitorującego, powoływanie się na tajemnicę handlową jest sprzeczne z konstytucyjną zasadą jawności. Uniemożliwia się w ten sposób kontrolę rzeczywistych wydatków na reklamę w ramach kampanii prezydenckiej, jak i weryfikację wydatków partii politycznych, które z znacznym stopniu są finansowane z budżetu państwa" - głosi raport.
pap, ss, ab