Sobotnia "Rzeczpospolita" podała, że warszawscy prokuratorzy nie chcieli przeszukiwać siedziby PZU po doniesieniu Jacka Kurskiego (PiS) o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Miało nim być pośrednie sfinansowanie przez PZU billboardów Donalda Tuska w czasie kampanii prezydenckiej. Jak rzekomo mieli tłumaczyć prokuratorzy, nie chcieli oni "powtórki z zatrzymania Andrzeja Modrzejewskiego, byłego prezesa PKN Orlen, które polegało na realizacji politycznego zamówienia". Zażądali wydania polecenia na piśmie, które Kornatowski miał wydać.
"Przykro mi, że tak opiniotwórcza gazeta pisze nieprawdę" - skomentował Kornatowski te doniesienia.
Według niego, ekspresowe działanie prokuratury wynikało z "wagi sprawy, dotyczącej przecież kampanii prezydenckiej, o czym zawiadomił poseł". Zapowiedział, że formalne śledztwo zostanie wszczęte w poniedziałek.
Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa poseł PiS Jacek Kurski złożył w środę, choć - jak przyznał - wiedział o tym już od marca. Jak mówił później, nie składał wcześniej zawiadomienia, bo "nie jest mściwy". Zdecydował się to zrobić, kiedy - jego zdaniem - Platforma zaatakowała nominację Jaromira Netzla. We wtorek wieczorem mówił o tej sprawie w programie TVN "Teraz my". Jeszcze w środę zawiadomienie Kurskiego do Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie przywiózł z "krajowej" kierowca wysłany tam przez Kornatowskiego. Kornatowski zaznaczył, że Kurski został formalnie uprzedzony o odpowiedzialności karnej grożącej za fałszywe zeznania i fałszywe oskarżenie.
Dodał, że to z treści zawiadomienia Kurskiego i jego zeznań, a także wobec zbliżającego się długiego weekendu, wynikała konieczność szybkiego działania w trybie nadzwyczajnym, ale przewidzianym przez procedurę karną. "Pozwala ona w przypadkach nie cierpiących zwłoki wykonywać określone czynności jeszcze przed formalną decyzją o wszczęciu postępowania. Zabezpieczenie dokumentów to jedna z takich czynności" - wyjaśnił Kornatowski.
Dlatego - jak mówił - poprosił w środę prokuratora okręgowego w Warszawie Andrzeja Szeligę w związku z okresem weekendowym o "zabezpieczenie" grupy kilku prokuratorów, gotowych do pracy przy tym postępowaniu. "Przez telefon powiedziałem mu, że trzeba będzie zająć się sprawą PZU. O zapewnienie funkcjonariuszy zadzwoniłem też do szefa CBŚ, by zameldowali się oni w prokuraturze" - tłumaczył Kornatowski.
Tego samego dnia - relacjonował dalej - do mojego biura przyszedł prok. Szeliga i dwóch prokuratorów. "Pokazałem im zawiadomienie. Została z niego sporządzona kopia i prok. Szeliga wysłał ją faksem do Prokuratury Okręgowej, by tam prokuratorzy mogli sporządzić +Postanowienie o wydaniu rzeczy+" - powiedział, zaprzeczając zarazem, by chodziło o przeszukanie. "Nie było mojego polecenia w tej sprawie" - powtórzył.
Według prokuratora krajowego Janusza Kaczmarka, którego cytuje sobotnia "Rz", jako pierwszy o nieprawidłowościach przy kampanii prezydenckiej zawiadomił prokuraturę b. poseł Zbigniew Nowak. "Nie znam losów tego zawiadomienia - czy odmówiono wszczęcia śledztwa, czy też ono było i je umorzono. Niewykluczone, że trzeba będzie wrócić do tej sprawy. Prok. Szeliga ma ją wyjąć z archiwum i mi ją przedstawić" - powiedział Kornatowski.
pap, em
Czytaj też: Przegląd prasy