Pozew Witolda Merkla dotyczył wypowiedzi Kurskiego w programach radiowym i telewizyjnym podczas kampanii wyborczej we wrześniu i październiku 2005 r. Zdaniem Witolda i jego brata Jacka, który także pozwał Kurskiego, polityk PiS zasugerował wtedy, że są oni współodpowiedzialni za "gigantyczne afery prywatyzacyjne".
"Powinien pan zważyć, że ma pan brata o tym samym nazwisku i to on prowadził działalność polityczną, również brał udział w procesach prywatyzacyjnych, był członkiem rady nadzorczej spółki 4Media, i że w stosunku do niego pojawiały się zarzuty. Pozwany nie twierdził, że są one prawdziwe, słuszne (...). Zaznaczył, do czego każdy ma prawo, że organ, jakim jest giełda czy zarząd giełdowy wystosował pewne zawiadomienie" - argumentował sędzia Roberto Leszkowski.
Podczas rozprawy Kurski wielokrotnie podkreślał, że wypowiadając nazwisko "Merkel", nie miał na myśli Witolda. Według posła, gdyby każdy, kto je nosi poczuł się obrażony, w pierwszej kolejności musiałaby go pozwać do sądu kanclerz Niemiec, Angela Merkel.
Kurski wyjaśniał, że wypowiedział podczas wywiadu nazwisko "Merkel", bo kilka dni wcześniej przeczytał w "Życiu Warszawy" artykuł, w którego pierwszym zdaniu "było napisane, że prokuratura w Gdańsku bada, co stało się z blisko 9 mln zł, które zniknęły z kont spółek we władzach, których zasiadał Jacek Merkel".
Witold Merkel, który żądał od Kurskiego 25 tys. zł na cele społeczne oraz przeprosin, powiedział po orzeczeniu sądu, że "chyba" nie będzie odwoływał się od wyroku.
Brat Witolda - Jacek Merkel, działacz dawnego Kongresu Liberalno-Demokratycznego, jeden ze współzałożycieli Platformy Obywatelskiej, także pozwał Kurskiego i domaga się 25 tys. zł na cele charytatywne oraz przeprosin.
pap, ab