Współtwórczyni Wolnych Związków Zawodowych i "Solidarności" Anna Walentynowicz miała zostać otruta przez SB. W latach 70. i 80. inwigilowało ją ponad 100 funkcjonariuszy i tajnych współpracowników SB - poinformował szef gdańskiego IPN Edmund Krasowski.
Dwie trzecie spośród ponad 100 inwigilujących ją osób, było tajnymi współpracownikami".
Z akt, dotyczących okresu od końca lat 70. do końcówki lat 80., z którymi zapoznawała się we wtorek Walentynowicz w gdańskim IPN, wynika, że SB próbowała skłócić przywódców "Solidarności". "Próby skłócenia od początku Wałęsy z panią Walentynowicz czy też z państwem Gwiazdów, to sytuacja typowa dla działań operacyjnych Służby Bezpieczeństwa (...) W zadaniach operacyjnych wręcz mówi się, żeby agenci wykonywali tego typu operacje, które zmylą czy to panią Walentynowicz, czy pana Gwiazdę, czy pana Wałęsę. Wszystko po to, by rozbić środowisko +Solidarności+, co jednak im się nie udało, bo +Solidarność+ ostatecznie zwyciężyła" - powiedział Krasowski.
"Ona była bardzo silną kobietą, +bezpieka+ jej się bała i dlatego była próba otrucia jej w Radomiu. Czyli +bezpieka+ była brutalna, nie tylko inwigilacja, ale też próby fizycznego unicestwienia" - powiedział Krasowski.
Walentynowicz, której - jak sama mówiła - do tej pory udało się dość pobieżnie zapoznać z aktami, podkreśliła, że z dokumentów dowiedziała się, "jak bardzo byli aktywni tajni współpracownicy, a to byli pracownicy MKZ (Międzyzakładowy Komitet Założycielski)". "Dzięki państwu tutaj (w IPN) dowiedziałam się, że była próba zamachu na moje życie - w październiku 1981 roku w Radomiu, kiedy zaproszono mnie na spotkanie z pracownikami" - powiedziała Walentynowicz. Dwóch oficerów SB udało się z Warszawy do Radomia, gdzie poinstruowali tajnych współpracowników, jak mają się zachowywać podczas spotkania z działaczką "S", jakie mają zadawać pytania.
"Działaczka +Solidarności+, która miała mnie gościć (...) miała mi podać w potężnej dawce furosemid bez osłony, co powoduje zawał serca. (...) Im się nie udało, dzięki temu, że miałam tam być przez kilka dni, a po pierwszym spotkaniu zdecydowałam się wrócić do domu, ponieważ uważałam, że takie zachowanie, taką atmosferę wywołali ludzie zakochani w Wałęsie, nie przypuszczałam nawet, że to mogą być ustawieni ludzie, tajni współpracownicy" - podkreśliła Walentynowicz. Zaznaczyła jednak, że dokumenty, z którymi się zapoznała, nie wpłyną na zmianę jej relacji z Lechem Wałęsą.
Szef gdańskiego IPN powiedział, że Walentynowicz nie po raz pierwszy zapoznawała się z z aktami IPN na swój temat i ma to kontynuować także w najbliższych dniach. IPN ma ok. 50 tomów dokumentów związanych z osobą Walentynowicz.
pap, em
Z akt, dotyczących okresu od końca lat 70. do końcówki lat 80., z którymi zapoznawała się we wtorek Walentynowicz w gdańskim IPN, wynika, że SB próbowała skłócić przywódców "Solidarności". "Próby skłócenia od początku Wałęsy z panią Walentynowicz czy też z państwem Gwiazdów, to sytuacja typowa dla działań operacyjnych Służby Bezpieczeństwa (...) W zadaniach operacyjnych wręcz mówi się, żeby agenci wykonywali tego typu operacje, które zmylą czy to panią Walentynowicz, czy pana Gwiazdę, czy pana Wałęsę. Wszystko po to, by rozbić środowisko +Solidarności+, co jednak im się nie udało, bo +Solidarność+ ostatecznie zwyciężyła" - powiedział Krasowski.
"Ona była bardzo silną kobietą, +bezpieka+ jej się bała i dlatego była próba otrucia jej w Radomiu. Czyli +bezpieka+ była brutalna, nie tylko inwigilacja, ale też próby fizycznego unicestwienia" - powiedział Krasowski.
Walentynowicz, której - jak sama mówiła - do tej pory udało się dość pobieżnie zapoznać z aktami, podkreśliła, że z dokumentów dowiedziała się, "jak bardzo byli aktywni tajni współpracownicy, a to byli pracownicy MKZ (Międzyzakładowy Komitet Założycielski)". "Dzięki państwu tutaj (w IPN) dowiedziałam się, że była próba zamachu na moje życie - w październiku 1981 roku w Radomiu, kiedy zaproszono mnie na spotkanie z pracownikami" - powiedziała Walentynowicz. Dwóch oficerów SB udało się z Warszawy do Radomia, gdzie poinstruowali tajnych współpracowników, jak mają się zachowywać podczas spotkania z działaczką "S", jakie mają zadawać pytania.
"Działaczka +Solidarności+, która miała mnie gościć (...) miała mi podać w potężnej dawce furosemid bez osłony, co powoduje zawał serca. (...) Im się nie udało, dzięki temu, że miałam tam być przez kilka dni, a po pierwszym spotkaniu zdecydowałam się wrócić do domu, ponieważ uważałam, że takie zachowanie, taką atmosferę wywołali ludzie zakochani w Wałęsie, nie przypuszczałam nawet, że to mogą być ustawieni ludzie, tajni współpracownicy" - podkreśliła Walentynowicz. Zaznaczyła jednak, że dokumenty, z którymi się zapoznała, nie wpłyną na zmianę jej relacji z Lechem Wałęsą.
Szef gdańskiego IPN powiedział, że Walentynowicz nie po raz pierwszy zapoznawała się z z aktami IPN na swój temat i ma to kontynuować także w najbliższych dniach. IPN ma ok. 50 tomów dokumentów związanych z osobą Walentynowicz.
pap, em